sobota, 10 maja 2014

Rozdział trzydziesty szósty - OSTATNI

                          Patrzę na horyzont, jasnoniebieski, pełen nadziei i marzeń. Nie ma jej obok mnie. Jej zapach, obecność przyprawiała mnie o dreszcze. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem tą istotę, już wtedy wiedziałem, jak nadzwyczajną kobietą jest w duszy. Już wtedy wiedziałem, że w środku jest kimś innym, niż tylko podłą córką, podłego pirata. Pierwszy raz, nasze spotkanie w jednym z magazynu na Tortudze, w barze. Już wtedy wiedziałem, kim ona jest. Jest córką Hectora Barbossy. Widziałem, że będzie chciał mnie odnaleźć. Mogłem jej nie brać ze sobą na pokład, bo wiedziałem, że prędzej czy później ona doprowadzi go do nas. Jednak jej kuszące rubinowe usta, perłowy blask głębokich morskich jak ocean oczu, zapach prawdziwej kobiety mieszany z najwykwintniejszym rumem kazały mi zaprosić ją na Czarną Perłę. Dające w świetle nocnych gwiazd odblask jej ciemne jak heban włosy powiewały zgrabnie na morskim wietrze, a ja czułem, że muszę się zbliżyć do niej. Tak szybko jej ojciec pokrzyżował mi plany. Nie, ja nie planuję. Już pierwszej nocy na statku znalazłem jej dziennik, który przypadkiem wypadł z jej płaszcza. Może, los tak chciał, by wpadł w moje zepsute pirackie dłonie? Czytałem każdą jej notatkę po kryjomu, w kącie kajuty lub mapiarnii, słowa napisane na papierze "chyba go kocham", były pierwszym zaskoczeniem, a zarazem wywołującym uśmiech na mojej twarzy. Nie pamiętam ile wtedy wypiłem. Tak bardzo zapragnąłem jej wtedy posiądź. Kobieta ta, zakochała się w bezdusznym piracie, a ja zachwycałem się jej pięknem, nie z miłości, a z pragnienia fizycznego. Wtedy coś we mnie drgnęło. Dawała mi jasne znaki, broniąc mnie, stając po mojej stronie. A ja? Chodziłem zagubiony do końca. Ona też była zagubiona, to wszystko co potrafiła opisać, nie wiedziałem, jak kobieta potrafi reagować, myśleć. Dzięki temu dziennikowi, zrozumiałem, że nawet ja - Kapitan Jack Sparrow, potrafię być kochanym. Jeszcze nie rozwiązałem zagadki dotyczącej kochania. Jak to uczucie może wyglądać. Czy to może być właśnie to? Kiedy kochasz się z piękną kobietą pierwszy raz, pośród ciernistości drzew i krzewów, ona krzyczy twoje imię, ty dochodzisz w niej i zamierasz na kilka chwil rozkoszując się jej delikatnym, ciepłym oddechem na szyi. Nawet nie spodziewałbym się po sobie, że mogę tak to właśnie opisać, ale tak było. Gibbs, by powiedział, że tak właśnie wygląda miłość, ale co Gibbs o tym wie?

Zostawiłem Ann na Tortudze. Tam będzie mogła zapomnieć o szalonym Kapitanie, tam znajdzie kogoś odpowiedniego dla siebie. Zasługuje na miłość, a nie szaleństwo, grabienie, łupienie, i picie do skończoności rumu. Widziałem jej łzy w oczach, widziałem jak bezgłośnie mówi mi "kocham Cię", widziała, jak ja odpowiadam jej tak samo, i znikam w otchłani morskich delikatnych fal, kiedy bandera delikatnie wznosiła się ku szczytom masztów. Stała na drewnianym porcie machając mi swoją już zżółkniętą chusteczką. Włosy miała naderwane, lecz dalej tak samo jedwabiście falowały przy mocniejszych zrywach wiatru, ubrana była w te same szory i koszulę, mimo tego potrafiła lśnić swą urodą. Każdy głupi dojrzał by w niej piękność, nadzwyczajną boginię mórz, nie obrażając Calypso.
To ostatnia strona w jej dzienniku, nie oddałem jej go, bo wiem, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie. Czuję, że będę miał z nią do czynienia jeszcze kiedyś, a kiedy to nastanie, chcę, byś mogła to Annie przeczytać. Tak, ja również przyznaję się do miłości, która zaowocowała we mnie, pomimo mojego pirackiego życia. Jednak nie wiem, czy jestem w stanie wynieść to uczucie ponad miłość do morza, Perły, i rumu. Nie wiem, czy pogodziłabyś się i stanęła na równi z nimi. Toż, to najcięższe z moich dotychczasowych decyzji, których nigdy nie żałowałem. Bądź szczęśliwa, bądź zawsze taka sama - szalona, niepoczytalna jak ja. Mój pierwszy oficerze, moja Annie Barbossa. Kiedy to przeczytasz, nie wiem czy jeszcze będę żył, a nawet jeśli będę, postaraj się mnie nie kochać. Tak będzie najlepiej dla nas wszystkich. To uczucie może nas zepsuć, tak jak Willa i Elizabeth, cierpiących razem i osobno.
Jednak na zawsze pozostaniesz cząstką w moim sercu.
Twój,
Kapitan Jack Sparrow.


                                                             KONIEC.




___________________________________________________
To już koniec, dziękuję wam za to że byliście.
Niebawem pojawi się nowa część. Chcę dopracować szczegóły akcji.
Odwiedzajcie bloga na bieżąco, być może już wkrótce zaskoczę was notką :)
Mam nadzieję, że wam się podobało.
Oceniajcie w komentarzach.
Wasza
Ana.

3 komentarze:

  1. Głęboko wciągnęłam powietrze i zatrzymałam, czytając tę notkę. Coś wspaniałego, bardzo wzruszająca, na prawdę. Dziękuję ci za całą pierwszą część i życzę dużo weny na kolejną.
    Piękny wpis, piękny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytając ten rozdział, popłakałam się. Nie spodziewałam się tego. Powiem tylko jedno: żeby pisać dobrego, ale naprawdę tak dobrego bloga jak ten trzeba coś w sobie mieć. Trzeba mieć uczucia, chęć pisania, wyobraźnię. Ty masz wszystkie te rzeczy. Z niecierpliwością czekam na kolejną część. Mam nadzieję, że będzie tak samo dobra bo lepsza już być nie może ;).

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku...mam łzy w oczach, dziewczyno. Zupełnie nie spodziewałam się takiego zakończenia. Zdecydowanie lubisz pozostawiać ludzi w zawieszeniu... :) Czekam na kolejną część. Czuję że będzie równie genialna jak ta, a może i lepsza, choć to trudno sobie wyobrazić :D

    OdpowiedzUsuń