Lekki pstryk odbezpieczających się pistoletów tu usłyszałam zza swojej głowy. Tak, to był mój tata celujący jeden pistolet w Jacka, a drugi w Willa. Moje zdziwienie przerosło mnie całkowicie. Wszyscy osłupieni stali i patrzyli w jego stronę. Sam uśmiechał się wrednie do nas. Posłał mi przepraszające spojrzenie przez sekundę i wrócił do swojej pirackiej twarzy.
- No co Jack... - przeciągał każdą literę jego imienia powoli i dokładnie. - Pierścień jest jeden, nas jest dwoje. - popatrzył na Turnera i odchrząknął - cóż, troje.
Jack uśmiechnął się zawadiacko i wyciągnął od niechcenia dwa pistolety celując jeden w Barbossę, drogi w swojego ciemnowłosego kamrata.
- Hector, chyba zapomniałeś przez całą tą podróż, że ilekroć mogliśmy siebie tolerować to czas najwyższy się skończył. Nie zapominaj, że jestem Kapitan Jack Sparrow. - W tym czasie Will również przeciwstawił się obojgu, a ja patrzyłam na to wszystko z boku obok trupa Angeliki. Reszta dalej oniemiała z wrażenia przebiegu akcji stała w ciszy i obserwowała. Stałam nie mal kawałeczek za Willem, tak, że miałam go na wyciągnięcie ręki. Jednak starałam się być nie zauważalna.
- Czy na prawdę myślałeś przez ten cały czas, że uda ci się przekabacić moją córkę na swoją stronę, zgarnąć pierścień i perłę? Głupcze.. Jak zawsze głupi i nie poważny. - kręcił z dezaprobatą głową.
- A nie udało mi się? A ! No tak, nie.. jeszcze nie. Mam wszystko oprócz pierścieni, ale to nastanie właśnie w tym momencie. - uniósł swojego wąsa kącikiem ust, a ja wraz z ostatnim słowem chwyciłam wyciągnięta i odbezpieczoną broń Turnera i strzeliłam prosto w głowę Hectorowi. Okrzyki zdumienia zdawałam się usłyszeć w całym tym amoku. Co ja przed chwilą zrobiłam? Mój tata osunął się po jednej z kamiennych ścian na podłogę. Rzuciłam pistolet i podbiegłam do niego pozwalając na spokojne spłynięcie moich łez po policzku. Nachyliłam się ku niemu.
- Annie, ale dlaczego? - ostatkami sił próbował wydusić swoje pytanie mrużąc oczy.
- Dlatego, że kocham Ciebie, i kocham też jego.. - odpowiedziałam lekkim szeptem, krztusząc się własnymi łzami. - Dlatego tato, że wyglądasz teraz jak Rosaline, jak mamusia, przy której tak samo stałam jak przy tobie. - dokończyłam moją sentencję. On jeszcze dwa razy wzdychnął głęboko i zapadł w wieczny sen. Przyłożyłam moją dłoń do jego policzka i patrzyłam w milczeniu. Nie wiem, co działo się za mną, albo było tak cicho, że sądzę, iż pewnie wszyscy na mnie patrzyli. W końcu zebrałam się na odwagę i stanęłam na równe nogi. Surowym wzrokiem ogarnęłam twarze wszystkich i zatrzymałam się na dredziastym. Oczy miał tak ciemne, tak wielkie, nie umiałam z nich wyczytać nic. Wargi lekko rozchylone i wtedy zauważyłam, że schował swoją broń.
- Ann, ja, nie wiem. - wyjąkał ledwo słyszalnie. Ja odwróciłam głowę w stronę skarbca z pierścieniami.
- Idź, są Twoje. - odpowiedziałam.
Ten po chwili wahania się ruszył, za nim Will i dalej ja. Stanęliśmy po obu bokach kapitana i spoglądaliśmy na wyłożone w oznaczonych miejscach pierścienie. Brakowało dwóch. Jeden miał Jack, a drugi.. drugi spoczywał w kieszeni mojego już nie żyjącego ojca. Ruszyłam pewnie po naszą nagrodę. Jeszcze raz byłam zmuszona nachylić się nad nim i wyciągnąć ten mały złoty krążek. Przymknęłam powieki, i za chwilę otworzyłam, nie mogłam dalej w to uwierzyć.
- Przepraszam tato. - szepnęłam mu do ucha, tak by tylko on mógł to usłyszeć i wstałam by podać coś, co należało do Sparrowa.
Ten ułożył wszystkie pasujące elementy i pokrywa stała się lekka i ruchoma. Podnieśliśmy ją do góry i tam spoczywał na samym środku pierścień. Jednak nie był on taki normalny. Jego obwód stanowiły litery H E N R Y K i łączyły się ze sobą w okrąg. Czarnooki szybko chwycił zdobycz i zaczął obracać ją delikatnie koniuszkami palców przyglądając się uważnie. Pomruczał kilka razy i schował do kieszeni, zamiast założyć na palec. Spojrzałam pytająco na Williama, a ten wzruszył ramionami.
- Załogo, nie mamy już tutaj czego szukać. Ruszamy na Perłę ! - odkrzyknął do wszystkich a ci ruszyli do wyjścia z komnaty. Turner nachylił się nad swoją już zimną żoną. Chwycił ją za rękę i patrzył na nią beznamiętnie. Ujęłam go lekko ramieniem i współczującym głosem odezwałam się do niego.
- Chcesz, możemy ją zabrać ze sobą. - powiedziałam. Ten nic nie odpowiedział. Pokiwał przecząco głową. To chyba nie było na miejscu. - Chodź. - szepnęłam popędzając go do wstania.
Wyszliśmy ostatni w bólu i cierpieniu. Na plażę doszliśmy na końcu całej tej hołoty patrząc na zacumowaną Perłę i Holendra. Jack podszedł do nas. I patrzył wzrokiem pełnym żalu i tęsknoty.
- Na Tortugę An. - Powiedział krótko, i wiedziałam, że to nie było pytanie. Wiedziałam już co chce zrobić. Wracam do domu. Tylko że tam, nie mam domu. Mój dom był na morzu, na perle, z nim. I wiem, że słyszał, gdy mówiłam, że go kocham, wiem, że on mnie niestety nie. Bo gdyby kochał, to by ze mną o tym porozmawiał. To takie przygnębiające. Spojrzałam na jego pirackie dłonie, pierścienia nie założył jeszcze. Turner stał w ciszy obok nas i patrzył dumnie, lecz z taką samą tęsknotą na swój okręt.
- Muszę wracać. Calypso mnie wzywa. - w końcu się odezwał.
- Dziękuję Will. - powiedziałam pokrzepiająco i nie zawahałam się go mocno uściskać. Odwzajemnił to, ale zaraz mnie puścił. Sparrow patrzył na niego beznamiętnie i zasalutował jedynie coś mrucząc pod nosem. Ten również zasalutował i wybrał się do swojego statku. Staliśmy jeszcze z dredziastym przez chwilę, w milczeniu obserwując jak Latający Holender wyrusza powoli na wody, po czym ruszyliśmy na Perłę.
______________________________________
Wybaczcie czas czekania na moje rozdziały, ale sesja się zbliża, czas nauki na studiach.
OŚWIADCZAM ŻE KOLEJNA NOTKA BĘDZIE KOŃCOWĄ NOTKĄ ZAKAŃCZAJĄCĄ PIERWSZĄ SERIĘ.
Trwają przygotowywania do drugiej.
Zapraszam do wyrażania opinii w komentarzach.
Wasza
Ana
musi powstać druga część! musi!
OdpowiedzUsuńWreszcie nowy rozdział! Jejku ale się podzialo...czekam zniecierpliwiona na kontynuację :p
OdpowiedzUsuńoj cudny rozdział! nie mogę się doczekać finału tej części :)
OdpowiedzUsuń