poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział trzydziesty czwarty

                             Nie trzeba było krzyków, rozkazów. Wszyscy ruszyliśmy na wrogów, oni ruszyli w tym czasie na nas. Obserwowałam Angelikę, którą w tym momencie chciałam dorwać i pobiegłam ku niej omijając sprawnie innych piratów.W biegu wyciągnęłam szablę i skierowałam ją prosto na tą kobietę czekając na jej odzew.
- Nie musiałam długo czekać Annie. - uśmiechnęła się sarkastycznie wyjmując szablę. O rany ! miała tak piękną broń, że mojej mogłam się powstydzić. Choć moja już po przejściach, to nie traciłam wiary w wygraną.
- Nie musiałam cię długo szukać Angeliko. - odparłam tak samo ironicznie jak ona.
Skrzyżowałyśmy ostrza po czym delikatnie i z wysoką precyzją wykonałyśmy serię ruchów, podczas gdy obok mnie przeleciał już jakiś trup z załogi brunetki. Ta wykrzywiła usta w lekkim grymasie i wróciła do utrzymania kontaktu wzrokowego ze mną.
- Dobrze sobie radzisz, widzę że Sparrow nauczył cię kilku ciekawych sztuczek. - dalej ze mną igrała.
- Sparrow nie musiał mnie nic uczyć, jak byś nie pamiętała jestem córką Barbossy. - odrzekłam dumnie.
Walka rozpętała się na dobre, przeplatanka nóg łączyła się ostrą, szybką i zwinną wymianą ciosów. Choć trochę czułam zmęczenie, wiedziałam, że teraz na nic mi to. Muszę się skupić by to wygrać. Angelika jest bardzo dobrym przeciwnikiem, zaskakiwała co chwilę łącząc obroty, podskoki i różnego rodzaju uniki. Widać, że była szkolona pod okiem profesjonalisty. Co jakiś czas, kiedy chwila pozwalała mi na to obserwowałam kątem oka przebieg walk pozostałych. Jak na tak liczną grupę przeciwników, dorównywaliśmy im, powoli przeważając. Barbossa rozprawiał się z dwoma na raz, Jack, ah... Jack, odprowadzał mnie wzrokiem co jakiś czas, kiedy też mógł sobie na to pozwolić. Elizabeth podbiegła do mnie wcinając się w mój pojedynek.
- Nie potrzebuję pomocy ! - Krzyknęłam na nią, kiedy dołączyła swoją bronią.
- Nie pomagam Tobie, tylko ułatwiam nam wszystkim zadanie. - Odpowiedziała szorstko.
Nasza walka, choć teraz nie była sprawiedliwa dalej toczyła się na wyrównanych szansach. Nawet we dwie radziłyśmy sobie średnio, ale przyznam, że szło mi lepiej bez Lizzy. Nagle Angelika zrobiła podwójny obrót, w którym nogą wytrąciła szablę Pani Turner, przy okazji kopiąc ją prosto w klatkę piersiową. Blondynka upadła na kamienistą podłogę, po czym w sekundzie jej ciało zostało przebite ostrzem szabli między piersiami.
- Nie ! - Rozległ się wielki krzyk Williama. Podbiegł do swojej żony otulając ją w ostatnim uścisku. Klęczał nad nią, a ja nie mogłam się skupić na ich ostatnich słowach, ciche nędzne 'Kocham cię' zdołałam usłyszeć między jeszcze mocniejszymi uderzeniami żelastwa. Teraz nie mogłam się poddać. Walka była na śmierć albo życie, i na pewno wiele ryzykowałam.
- Zginiesz marnie ! Tak jak ta cała Julia ! -syczała do mnie tonem pełnym nienawiści.
- Chyba śnisz, że podzielę los jakieś marnej suki, takiej samej z pewnością jak i ty. - Zbeształam ją w odpowiedzi.
- Jeszcze Cię nie zostawił, musisz mu zastępować cały burdel, że nie rzucił Tobą po pierwszym razie w kąt. - Dalej zgrywała cwaną między unikami łapiąc oddech i cedząc każde słowo dokładnie.
Tym razem Will wtrącił mi się w pojedynek nie dając za wygraną. Zadziałał z podwojoną siłą. Miał ku temu istotne powody jak śmierć jego ukochanej. Ta już leżała na boku wykrwawiona. Koszula oszpecała jej klatkę piersiową czerwonym kolorem. Wiele jeszcze nie zdążyłam jej powiedzieć, i w sumie nie poznałyśmy się tak bardzo. Mimo tego żałuję jej straty. Szkoda mi Willa, który bardzo cierpi. Walczyliśmy w trójkę. Turner spojrzał na mnie znacząco przy jednym z moich ruchów, który był dosyć skomplikowany.
- Kiedy krzyknę teraz wykonasz to jeszcze raz. - Powiedział do mnie tak by nasz wróg nie mógł tego usłyszeć. Skinęłam tylko głową. Reszta nadal walczyła, chociaż teraz byłam pewna, że nasza załoga wygrywa pod względem liczebności. W komnacie roiło się od umierających lub już umarłych piratów, a my krążyliśmy cały czas w tym chorym pojedynku.  William odskoczył od nas i znowu zostałam sam na sam z Angeliką. Nagle znikąd pojawił się od tyłu jej, jednak ona i tak próbowała sobie dać radę i skupiała się bardziej na nim niż na mnie. W tym czasie czarnowłosy wykonywał serię jeszcze bardziej skomplikowanych ruchów i ciosów.
- Ann, teraz ! - Krzyknął między jednym a kolejnym.
Ja w tym czasie zrobiłam pełen obrót, nogą zahaczając o jej nogę. Ta straciła równowagę i wtedy Will wytrącił jej szable swoją. Brunetka leżała na ziemi a my zbliżyliśmy się ku niej z wyciągniętymi ostrzami. Popatrzył na mnie znacząco dając mi tą satysfakcję.
- A jednak Angeliko, los się do mnie uśmiechnął. Teraz mam pewność że skończysz tak samo marnie jak tamta, jak ją nazwałaś? dziwka? Tak, jak tamta dziwka Julia.
- To jeszcze nie koniec. - syczała przez zęby jeszcze bardziej złowrogo.
- Ależ owszem, dla mnie koniec. - Po czym pchnęłam całą siłą moją szablę prosto w jej serce. Krew powoli zdobiła jej białą koszulę i próbowała przeniknąć przez gorset, a oczy leniwie przymknęły się.
Wszyscy zamarli na chwilę. Zaraz potem zauważyłam jak robi się wokół nas zbiegowisko. Will poklepał mnie delikatnie po ramieniu, a ja wyciągnęłam szablę i wpakowałam ją do pochwy. Obejrzałam się dookoła na załogantów i na resztę wrogów.
- Jeśli chcecie możecie zaciągnąć się do nas, ale możecie umrzeć jeśli chcecie. - Powiedziałam donośnym głosem.
Cisza wciąż narastała, wrogowie puścili bronie i unieśli ręce w górę. Tak, to był koniec, choć nie całkiem...

_________________________________________________
Na szybko, ale chcę nadrobić moją nieobecność. :)
Wasza
Ana.

2 komentarze:

  1. Oj...i Elizabeth umarła :/ Trochę szkoda...no ale cóż. Jestem bardzo ciekawa jak to rozwiniesz. Super że tak szybko nowy rozdział! :p

    OdpowiedzUsuń
  2. WOHOOO Elizabeth nie żyje :D dzięki ci Ana!
    a tak z innej beczki, suka/dziwka Correlinay będzie cie nawiedzać zza grobu!

    OdpowiedzUsuń