sobota, 29 marca 2014

Rozdział trzydziesty pierwszy.

                       Ranek świtał za brudnymi szybami od mapiarnii. Słońce świeciło nam prosto w twarz, dlatego przebudziłam się tak wcześnie. Jack smacznie chrapał cały nago okryty tylko swoją koszulą. To była cudowna noc, takiej potrzebowałam. Chyba chciałam poczuć się przez chwilę kochaną kobietą, chociaż wiem, że miłość w słowniku pirata nie istnieje. Zaczęłam powoli się ubierać, leniwie i od niechcenia. Nachyliłam się nad Sparrowem i lekko zaczęłam go szturchać.
- Kapitanie.. - powiedziałam szeptem. - Pora wstawać.
- Mmm.. Jeszcze momencik. - od mruczał ledwo słyszalnym głosem pod swoim nosem.
- Ale kapitanie.. Jakaś łajba się do nas zbliża z wyciągniętymi działami..
- Niech Gibbs przejmie dowodzenie, albo Barbossa.. -wymruczał dalej zasłaniając swoją twarz w leżących obok niego spodniach.
- Nie chcę więc w takim razie martwić, zaraz przedziurawią nam Perłę. - Powiedziałam trochę głośniej.
- Co?! Perłę ?! - Podniósł się jak oparzony. Uśmiechnęłam się radośnie. Wyglądał zabawnie, tak łatwo można go wyrwać ze snu. Wystarczy powiedzieć o jego jedynej miłości. No, nie próbowałam jeszcze z brakiem rumu, ale sądzę, że efekt mógłby być podobny.
- Żartowałam ! Musimy wstawać, całą noc przespaliśmy tutaj. - Ten obejrzał się dookoła, a potem spojrzał na siebie i dopiero zrozumiał co się stało. Siedział na drewnianej podłodze nagi, jego "klejnoty" dalej były pod przykryciem brudnych łachów. Z lekkim zażenowaniem popatrzył na mnie.
- Chyba nie masz o to żalu.. ?- zapytałam niepewnie.
- Może lepiej brzmiałoby gdybyś zapytała czy tego nie żałuję ? - uśmiechnął się łobuzerko, pożerając mnie wzrokiem i skupiając wzrok na moich piersiach.
- Kapitanie ! Gdzie się tam pan patrzy ! A właściwie może by lepiej tak brzmiało. Więc?
- Więc co? - wodził mnie.
- Oh, Jack no wiesz o co mi chodzi... - Ten objął mój policzek jedną ręką i wpatrywał mi się w moje lekko rozmarzone niebieskie tęczówki. W jego oczach mogłabym się cała utopić. Ciemno-brązowa głębia pociągała mnie coraz bardziej. Ten tylko pocałował mnie delikatnie i krótko.
- Gdybym żałował, to bym wyszedł dużo wcześniej. - mruknął mi do ust. Tą romantyczną chwilę przerwało nam pukanie do drzwi. Dredziasty szybko się zbierał, w mig był już ubrany a ja odsunęłam fotel, którym zabarykadowaliśmy wejście. To był Will, patrzył raz na mnie, raz na czarnookiego lekko zdezorientowany.
                                       W tym samym czasie, gdy cisza zdawała się trwać całą wieczność na pokładzie słychać było straszne krzyki, harmider i rozprzężenie.  W trójkę zaczęliśmy przyglądać się sobie nawzajem. Jack miał minę domagającą się wyjaśnień odnośnie nieopanowanej sytuacji.
- Właśnie o tym chciałem powiedzieć. - Zaczął Turner. - Chodź Kapitanie.
Wszyscy ruszyliśmy za kapitanem Holendra. Załoga szykowała się jakby do zejścia na ląd? Z początku nie za bardzo zrozumiałam tej reakcji, jednak podeszłam do Hectora, który trzymał lunetę i pozwoliłam sobie jej użyczyć. Zaraz za mną przez burtę wyglądał Jack. Moim oczom ukazała się wyspa, ta wyspa, o której cały czas była mowa. Piękna i okazała, kamienista, z wielkimi skalnymi klifami i dużą roślinnością. Nie tylko to rzuciło mi się w oczy. Piękny okręt , nieznanej mi nazwy, ale sądzę, że nie był to przyjaciel, stał już zacumowany przy brzegu. Poczułam lekkie mrowienie w brzuchu na samą myśl tego, co może tam nas czekać. To już nie będą przelewki, to nie będzie to samo co było na poprzednich wysepkach, tu zacznie się prawdziwa walka o byt, tutaj trzeba będzie podjąć pewne kroki i działania. Oddałam lunetę z powrotem w ręce mojego taty. Ten popatrzył na mnie i kiwnął lekko głową, byśmy ruszyli na drugi koniec okrętu. Grzecznie poszłam za nim zostawiając całą resztę. Stanęliśmy przy dziobie.
- Czegoś się dowiedziałaś?
- Nic. - odburknęłam z niezadowoleniem.
- Przecież miał ci odsłonić wszystkie karty, czyż nie? - dopytywał.
- Owszem, ale okazał się sprytniejszy niż moje niecne plany ojcze. Nie pozostaje nam nic jak działać spontanicznie. - Odpowiedziałam bez wyrazu.
- Chcesz robić jak on? To nie rozsądne !
- Rozsądek i planowanie nie idą razem w parze. Zapomniałeś? Ilekroć coś sobie ustalamy, zawsze i tak wychodzi inaczej. Nie licz na to, że i tym razem mogłoby być inaczej. - Oburzyłam się.  Przez chwilę zapadła cisza, każdy z nas spuścił głowę w dół i pogrążył się w otchłani myśli. - Musimy się zdać na sytuację i robić to co podpowie nam w danej chwili serce. - dodałam. Ten surowo spojrzał na mnie, jednak po chwili wyraz twarzy całkowicie się zmienił. Wyglądał jak taki zdziadziały ojciec, potrzebujący miłości swojej córki. Objęłam go lekko, co zostało odwzajemnione. Zaraz jednak wyrwałam się z objęć. Popatrzyłam pełna gotowości i kiwnęłam głową. To był znak, że czas zacumować.

________________________________________

Krótki, ale dedykowany Julii, która cały czas "ciśnie" ( w pozytywnym znaczeniu słowa ) mnie o rozdziały :)
SONDA SONDA SONDA.
Komentarze mile widziane.
Wasza Ana.

2 komentarze:

  1. Może i cisnę, ale są efekty? Są. Drogie czytelniczki, nie musicie dziękować haha :D
    Ahhhh już ja z ciebie wycisnę ostrą akcję na wyspie! Serdeczne dzięki za dedyk!

    OdpowiedzUsuń
  2. łał ! jaka zmiana. ładny ten blog ;D

    OdpowiedzUsuń