niedziela, 2 marca 2014

Rozdział dwudziesty czwarty

Rozdział chcę zadedykować Julii, która poniekąd jest główną maszyną napędzającą tego bloga.:)
Oraz wam wszystkim - czytelnikom komentującym mi moje notki.

_________________________________________________________________

                                         Ile mieliśmy możliwości i ile siły tyle dawaliśmy z siebie by być jak najszybciej na wyspie. Dalej gotowi, zwarci do walki, uzbrojeni we wszystko co mieliśmy ruszyliśmy w stronę wielkiej floty. Na przodzie biegłam ja z Elizabeth tuż za nami Franc i cała reszta załogi. Znowu musiałam pokonywać te kamienie, te górki, pagórki strome i niebezpieczne podesty, ale wszystko to dla... no właśnie, dla kogo? dla którego z nich mogłabym ofiarować życie? Dla mężczyzny, który jest moim tatą, czy dla mężczyzny, który przespał się ze mną, kilka razy mnie pocałował i być może dla niego to tak naprawdę nic nie znaczyło, bo mężczyźni tacy są. Piraci...Im bliżej byliśmy wejścia, tym coraz wyraźniejsze było słychać odgłosy walki. Chłopaki nie poddawali się najwidoczniej. Spojrzałam znacząco w stronę Lizzy, ta tylko odwzajemniła spojrzenie. W nogach czułam coraz mniej siły i wiedziałam, że jeśli teraz przegram z własną sobą, z własnym umysłem, to nie dam rady. Wydobyłam z siebie okrzyk walki i jeszcze bardziej zawzięcie ruszyłam przed siebie. Rozwaliliśmy wrota wejściowe i znaleźliśmy się na środku dziedzińca. Na wieży, gdzie wcześniej odbywała się walka nie było już nikogo, musieliśmy się wsłuchiwać uważnie skąd pochodzą te wszystkie głosy.
-Tam ! - Krzyknął Franc i wskazał palcem na wschodnią część zamczyska. Po tamtej stronie znajdowała się wielka sala rycerska. Wszyscy równym krokiem zerwaliśmy się w pościg. Racja, przez wielkie okiennice można było dojrzeć wkoło ruszające się postacie walczące ze sobą, raz piratów, raz wysoko ułożonych mężczyzn. O zgrozo.  Wpadliśmy niezapowiedzianie i wszystkie oczy zwróciły się ku mnie, ponieważ to ja byłam na przodzie, przygotowana z wyciągniętą szablą. Nikt nie walczył.
-No co jest? kto zmierzy się ze mną ?! - Krzyknęłam wbiegając w cały tłum. Przelotem widziałam uśmiech Jack'a w moją stronę,a potem Hectora. Rozpoczęła się prawdziwa bitwa. Teraz byliśmy na równi, jeśli chodzi o ilość osób. W zaparte szłam i rusz, co rusz pokonywałam kolejnych żołnierzy. Sparrow pobiegł do mnie i chwycił mocno za nadgarstek co znacznie utrudniało moje ruchy, zdezorientowana spojrzałam na niego odciągając się od całego zamieszania. W jego oczach widziałam strach, po raz pierwszy widziałam tak smutne i wystraszone oczy kapitana.
-Annie, nigdy tego nie robię, ale w tym wypadku muszę. Dziękuję. - Powiedział całkowicie poważny po czym puścił mnie i zaczął walczyć z kolejnym wrogiem. Dołączyłam do jego potyczki i we dwójkę obalaliśmy jednego mężczyznę w peruce, co jakiś czas pozwalając sobie na odpowiedź zaraz po skończeniu obrotu i kopnięciu w klatkę piersiową.
-Gdyby kapitan Teauge widział, jak pięknie łamię kodeks, sądzę, że nie byłoby mnie tutaj. - odpowiedziałam dosyć z humorem. Nie wiem, skąd miałam jeszcze siły by żartować.  Czarnooki stanął za mną i chwycił mnie mocno w pasie lekko podnosząc mnie do góry. W tym czasie już zbliżał się kolejny z walczących a ja mogłam mu zaserwować moje piękne buty na jego twarzy, dzięki temu sposobowi. Kiedy już stanęłam na ziemi, obróciłam się do dredziastego i uśmiechnęłam się szeroko. Wyrwałam się z objęć i rzuciłam się na kolejnych. Bardzo sprawnie nam to wszystko szło, jednak z oczu zniknął mi sam wielki komodor. Jeszcze raz stanęłam by dobrze obadać cały teren, jednak na pewno nigdzie go nie było. Wybiegłam w rycerskiej sali w poszukiwaniu największego wroga, którego sama osobiście chciałam zabić. Stanęłam na dziedzińcu i zaczęłam gorączkowo myśleć, w którą stronę mógł pobiec. Prędzej czy później zgubię się w puszczy, po śladach daleko nie zajdę. Nagle usłyszałam cichy głos za mną.
-Pani Barbossa, w drugą stronę wyspy do okrętu. - obróciłam się napięcie. Sparrow stał i uśmiechał się sarkastycznie, jakby wiedział o czym myślę.
-Ty wiesz, jak tam dotrzeć.
-Ja wiem. - pomachał mi busolą przed oczami. Podał mi w moje niewielkie brudne dłonie i wyszeptał. - Czego pragniesz najbardziej?
-Zabić komodora ! - syknęłam przez zęby. - Przez niego mogliście zginąć, a teraz on zginie przeze mnie.
-O nie kochana, nie jesteś jedyna, jest wielu takich, którzy nie chcą jego osoby na tym świecie. - Obrócił się w stronę tamtej sali. W drzwiach stał mój ojciec, obok niego Elizabeth i za nimi widziałam tylko głowę Pana Tigga i Gibbsa. Otworzyłam busolę. Wskazała mi konkretny kurs. Hector podszedł do nas bliżej.
-Połowa załogi z Kapitanem Turner pójdą na Perłę, my ruszamy by zdobyć głowę całej tej kompani. - Splunął pod nogi. Wymieniliśmy się spojrzeniami. Teraz mieliśmy wspólny cel i każdy z nas chciał go osiągnąć.  
                                      W mniej więcej połowie drogi rozdzieliliśmy się z załogą i naszą trójką udaliśmy się w odwrotnym kierunku. Co chwilę spoglądałam na busolę aby się nie zgubić. Tempo utrzymywaliśmy dosyć szybkie, nie mogliśmy stracić czasu, ale jeśli jest sam to ciężko będzie mu odcumować samemu tak wielki statek i samemu przygotować się do żeglugi, już nie mówię o prowadzeniu go do Port Royal. Ja natomiast mogłam trochę odetchnąć z ulgą, ze pokonaliśmy tylu ludzi, i że mój tata współpracuje z Jack'iem w dosyć przyjaznych relacjach. Już byliśmy blisko, zza wielu drzew, widać było plażę i dalej ukazał mi się horyzont, a na nim.. Ścigacz. Tak się nazywa statek, który już powoli odpływał. Nie zdążyliśmy, ale mieliśmy szansę wrócić na Czarną Perłę i zacząć go gonić. Mamy dużo szybszą łajbę.
-Będziemy płynąć za nim? - zapytałam nie wiedząc w sumie do kogo mam się zwrócić z tym pytaniem. Wszyscy staliśmy i patrzyliśmy jak żółto-niebieski statek odpływał powoli.
- Musimy wracać. - odpowiedział smętnie mój ojciec.
-Kapitanie Barbossa, a co dalej? Jeden Komodor wiosny nie czyni ale..
-Ale czyni dużo kłopotów Sparrow. - odrzekł niemiłym tonem starszy, ruszając w głąb puszczy. Poszliśmy w jego ślady już dużo wolniejszym krokiem.
-Tato, uważam, że powinniśmy póki co, nie przejmować się tym i płynąć dalej. Mam coś, co może nam pomóc. - chciałam wyciągnąć listy z kieszeni, które czytałam wraz z Elizabeth, jednak jakiś tajemniczym cudem one zniknęły. Jeszcze raz przemaglowałam wszystkie kieszenie, ale po zwojach papieru nie było ani śladu. Obydwoje patrzyli na mnie z zaciekawieniem, co mogłabym mieć takiego cennego.
-No więc, pokaż mi moja droga, tą wielką pomoc. - uśmiechnął się władczo mój tata. Był dosyć wredny dla mnie, co bardzo dziwiła mnie jego postawa.
-Lizzy, ona musi to mieć. To były bardzo cenne listy, od samego Henryka. -zaczęłam nerwowo.
-Takie same jak te podpowiedzi? - zagadnął do mnie Jack równie sarkastycznie. Czułam się oblepiona dwoma parami oczu, które raczej nie były miło nastawione na mnie w tej chwili.
-Wiecie co? Mam was dosyć. Kiedy potrzebujecie pomocy, to jestem kochana Annie i wtedy byście wszystkie skarby dla mnie oddali, ale kiedy coś idzie nie po waszej myśli, czegoś nie zdobęte, czegoś nie dokończę jestem zła Ann ! Mam gdzieś taką współpracę w śmierdzącymi rumem piratami ! - Zdenerwowałam się i wreszcie wyrzuciłam z siebie wszystkie emocje, które wtedy uważałam za słuszne.
-Współpracę? - zdziwił się Sparrow, Hector zrobił równie zdziwioną minę.
-Sądzisz, że pirat potrafi współpracować na dobro większej ilości osób niż tylko swoje? -zaśmiał się ojciec.
-Oh, nie poznaję was ! - krzyknęłam i ruszyłam przed siebie. Chciałam dojść jak najszybciej do naszego statku. Całe szczęście, że trzymałam busolę w rękach, bo moje pragnienie zmieniło się w jednej sekundzie. Otwarłam ją i już znałam kierunek swojej kolejnej wędrówki - mój pływający dom.

______________________________________

"Nie podobało mi się to przedstawienie. Ale los dał mi miejsce w pierwszym rzędzie."
- Annie Barbossa.

3 komentarze:

  1. Droga Ano! Ślicznie dziękuję za dedykację tego pięknego rozdziału! Jestem niezmiernie ciekawa rozwinięcia i zakończenia całej akcji, z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)
    ~Julia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny świetny rozdział! :D

    OdpowiedzUsuń