środa, 5 lutego 2014

Rozdział szesnasty

                                     Ta noc pozostanie na długo w mej pamięci. Leżałam wtulona w najprzystojniejszego pirata, jakiego świat widział, i wsłuchiwałam się w jego rytmiczne bicie serca. Wichura, która szalała na dworze uspokoiła się, a na dworze powoli niebo zaczynało się przejaśniać. Chyba za niedługo będzie świt słońca. Jack wstał po cichu i chwycił mnie za rękę. Na palcach wyszliśmy z domu. Na ganku siedziała Elizabeth uśmiechająca się do nas. Sparrow zrobił wielkie oczy, i wyraził zdziwienie w jej stronę. Wyglądał bardzo zabawnie, gdy robił te swoje niepowtarzalne miny.
- Wybieracie się na klify? Annie? Widziałaś kiedyś rozbłysk zieloności?-zapytała kobieta pochylając się do mnie.
- Nie...- przeciągałam odpowiedź.
- Musisz koniecznie zobaczyć. Poczekajcie, mój syn zejdzie zaraz do nas, i pójdziemy razem.
-Tak się składa Lizy, że my już pójdziemy i do nas dotrzecie.- odezwał się Sparrow.
- Eh.. Jackie.. No nic, spotkamy się na miejscu. - wzruszyła ramionami blondynka. Czarnooki popchnął mnie lekko do przodu bym ruszyła się w końcu z miejsca. Ruszyliśmy w drogę. Do celu mieliśmy może około dwudziestu minut drogi, dlatego szliśmy szybszym tempem by nie przegapić takiej okazji. Większość drogi nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Dopiero, kiedy przedzieraliśmy się przez zieloniutką trawę sięgającą nam do łydek odezwałam się pierwsza.
-Jack.. A ty widziałeś kiedyś ten cały zielony błysk?
-Zdarzyło się.. - zamyślił się głęboko i patrzył w horyzont, na którym już niebawem rozbłyśnie cudowne światło. Tak sobie to właśnie wyobrażałam. Zza pleców słyszałam kroki, i tuż przede mnie wybiegł chłopak, miał może około piętnastu lat. Między mną a kapitanem stanęła Pani Turner i czekała razem z nami na to wydarzenie. Jeszcze kilka sekund, i.. tak ! wielka światłość oświetliła nasze twarze zielonością. To było coś niesamowitego, wartego doczekania takiej chwili. Na horyzoncie pojawiła się mała miniaturka statku, tak to był ten słynny Latający Holender. Już nie budził takiej grozy jak w opowieściach w tawernach. To już nie ten sam Holender, jak za czasów Davy'iego Johnes'a. Zakotwiczył się na środku morza i zaraz potem wypłynęła malutka szalupa z dwoma mężczyznami w środku. Zeszliśmy do portu by pomóc im wejść na ląd. Elizabeth podbiegła do ukochanego. Jej mąż był wysokim brunetem z lekką bródką, również miał piękny uśmiech, i był dużo lepiej ubrany, jak na pirata. Jego tata był już wiekową osobą, z przydługimi siwawymi włosami, trochę przygarbiony. Obserwowałam z boku całą czwórkę wraz z synem, jak wspólnie przytulali się do siebie po długim okresie czasu. Piękny widok, aż łezka się w oku kręciła. Nagle młody kapitan statku podszedł do mnie i przyglądał się dokładnie.
-Gdzieś cię już kiedyś widziałem...Czy my ..
-Nie, nie znamy się. - Przerwałam mu. - Jestem Annie Barbossa. - Ten zrobił zdumioną minę, spojrzał na Jack'a, którego zdawał się wcześniej nie widzieć, a potem obrócił się do swojej żony.
-Barbossa ma córkę, też o tym nie wiedziałam. - tłumaczyła mu powoli kobieta.
-Will Turner, a to mój tata, Bill.  - podał mi rękę. - co was tutaj sprowadza? - bardziej zwrócił się ku Sparrow'owi, niż mnie.
-Jak widzisz młody człowieku, zaistniały pewne komplikacje w mojej wyprawie, i dlatego postanowiłem odwiedzić twoją wspaniałą małżonkę. - pajacował jak zawsze dredziasty. Will nic nie odpowiedział, ruszyliśmy prosto do drewnianej chaty.  W środku było duszno, i śmierdziało przepoconymi mężczyznami. Smród był tak okropny że ja i Lizy postanowiłyśmy otworzyć od razu wszystkie okna. Panowie wyglądali na rozespanych, albo jakby co najmniej dopiero wstali.
-Barbossa ! - krzyknął kapitan Holendra.
-Aye, tyle lat paniczu Turner..Nie zajmiemy wam dużo czasu, więc bez zbędnych ceregieli przejdźmy do konkretów. - Wszyscy usiedli na kanapach. Ja postanowiłam postać sobie z boku obok Pintela i Cotton'a. - Co wiesz o Henrym siódmym? - czarnowłosemu rozświetliły się tęczówki oczu. Spojrzał dokładnie w stronę mojego ojca i zamyślił się przez chwilę.
- Raz płynąłem z takimi marynarzami, a raczej ich duszami.. Opowiadali mi różne historie, jeden twierdził, że jest potomkiem Henryka. Mówił coś o zaklętym pierścieniu..
-Jednym? - zapytałam wtrącając się do wypowiedzi. Wszyscy skarcili mnie wzrokiem, a ja spuściłam głowę w dół nie odzywając się już nic.
-Tak jeden jedyny daje moc niezatapialnego statku. Ale żeby jego zdobyć potrzeba jest siedem innych. - Mój tata wyciągnął z kieszeni jeden mały krążek, i położył go na stole. Następnie podszedł bliżej Jack i położył swój. - A co z resztą? - zapytał młody mężczyzna.
-Resztę prawdopodobnie ma Angelica. Córka Czarnobrodego.
-Kapitana Zemsty Królowej Anny?
-Aye, tego samego. Odebrałem mu ten statek, ale pech tak chciał, że zatopił mi ją nowy komodor. Bardzo pazerny i chytry na piratów. Żadnego nie przepuści. Ty nie wiesz Will, Czarnobrody nie żyje.
-W źródle Wiecznej Młodości Hector zabił go szablą, na której był jad. Przecięła się nim Angelica, i uratowałem ją. - dopowiedział czarnooki. - Co z tymi pierścieniami?
-Tylko jeden z was będzie mógł nosić sygnet. Pierścienie są podstawą do znalezienia sygnetu, tego jedynego, obdarzonego nadludzką mocą przez boginię Calypso. Obydwoje obecni kapitanowie Czarnej Perły spojrzeli na siebie złowrogo. Każdy z nich chciał mieć ten pierścień.
         Po godzince rozmowy o mniej ważnych rzeczach, pożegnaliśmy się z rodziną Turnerów. Miałam bardzo pozytywne wrażenie po pobycie w ich stronach, i uważam, że są to cudowni ludzie. Sporo się dowiedzieliśmy, i wątpię że ta podstępna Angelica ma takie informacje jakie my mamy. Teraz zastanawiałam się, dlaczego Jack ją uratował? Musiało ich coś razem łączyć. Całą drogę do statku spoglądałam ukradkiem na niego i zastanawiałam się, czy warto będzie go o to zapytać. Jednak postanowiłam wybrać bardziej stosowną chwilę. Kiedy zrobiliśmy przy okazji zapasy na dalszą podróż, czyli wykupiliśmy beczki rumu, kilka baranów, owoców, i warzyw, i kiedy przygotowaliśmy już łajbę do odpłynięcia, wreszcie mogliśmy ruszać w dalszą trasę. Nie wiem, jak wyglądam w oczach świata, lecz dla siebie jes­tem tyl­ko dziewczynką ba­wiącą się na mor­skim brze­gu, pochy­lającą się i znaj­dującą piękniej­szą muszelkę lub ka­mień gład­szy niż in­ne, pod­czas gdy wiel­ki ocean praw­dy jest ciągle zak­ry­ty prze­de mną. Mam jeszcze tyle pytań, na które odpowiedzi chciałabym znać teraz, jednak wiem, że oczekiwanie na nie ma swoją wartość. Wypłynęliśmy wraz z odpływem. Wszystkie żagle rozwinięte, Perła znowu mogła być tą samą perełką co wcześniej. Najbardziej okazalszą na wszystkich wodach. Podeszłam do steru, który był w rękach mojego ojca.
- Tato, jaki obieramy kurs?
- Z moich obliczeń wychodzi.. hmm.. ale jak to? Poczekaj, coś się nie zgadza. - Krążył  palcem po jednej z mapek, na których miał rozrysowane trasy.
- Może jednak Jack poprowadzi statek? - zapytałam niepewnie, i zaraz pożałowałam tych słów.
-Gdzie tym razem poprowadzi nas cudowny Sparrow?!
-Ale popatrz na to z innej strony, dowiedzieliśmy się kluczowych informacji.
-Prędzej czy później sam bym się ich dowiedział.
- A mogę poprowadzić ja?
-Ty?- zdziwił się ojciec, obrócił się wreszcie w moją stronę i popatrzył na mnie. - Jak chcesz to zrobić? - zapytał zaciekawiony. Ja uśmiechnęłam się chytrze i wyruszyłam na pokład. Nerwowo szukałam jednej, ważnej, kluczowej.. O tak ! Widzę. Podbiegłam do czarnookiego, który zwijał cumę.
-Jack, potrzebuję busoli.
-Ja też potrzebuję wiele rzeczy, i nikt mi ich nie daje od tak. - odparł niewzruszony.
-Musimy dopłynąć na następną wyspę. - podwyższyłam swój ton głosu, będąc już lekko zbulwersowana tym faktem, że mnie trochę ignoruje.
-Czy tego chcesz najbardziej? - Zapytał się rzucając cumę i obracając się w moim kierunku, zrobił krok do przodu.
-Tak, tego właśnie chcę. - Powiedziałam pewnie.
-A mnie się wydaje, że nie tego. - uśmiechnął się łobuzersko.
-Skąd możesz wiedzieć, czego pragnę? - Widziałam jak coraz bliżej podchodzi do mnie. Musiałam oprzeć się rękami o lewą burtę statku.
- Widać to w twoich oczach. - Mówił to przedłużając każdy wyraz dokładnie. Patrzył mi przy tym w moje niebieskie tęczówki i próbował zatopić je w swoim czekoladowym spojrzeniu. - Użyj perswazji, bo szablą jej nie odbierzesz dziecinko. - dodał znowu obojętnie oddalając się ode mnie. Ja zrobiłam krok w jego stronę, zaczęłam kręcić biodrami na boki i uśmiechać się zalotnie. Podeszłam na tyle blisko by nie chwycił się znowu za robotę, tylko patrzył na mnie.
-Ty i ja, ja i ty.. Para wyjątkowych piratów, na Czarnej Perle... Ty dowódcą, ja pierwszym oficerem i po za oficerem tylko dla twojego użytku. -trzepotałam rzęsami kusząc go coraz bardziej. - Oddaj mi busolę, a zdobędziesz wszystko, czegoś twoja dusza pragnie w największych żądzach fantazji.. - mruczałam mu do ucha. Ten wyjątkowo szybko sięgnął po jego ulubioną zabaweczkę i oddał mi ją w moje dłonie. Wygrałam i to mnie jeszcze bardziej uradowało. - Sama nie wiem, czy to szaleństwo, emocje czy geniusz.. - odparłam triumfalnym tonem.
-Jedno jest zniewalająco bliskie kolejnemu. - mruknął niezadowolony. Pobiegłam z powrotem do Barbossy machając kompasem prze jego oczyma. Ten nie był pewien moich dokonań. Wymruczałam, że pragnę pierścienia najmocniej i otworzyłam zawartość. Jednak igiełka nie wskazywała żadnego konkretnego kursu a pokazywała mi prosto na Sparrow'a. Szybko zamknęłam ją z powrotem i podeszłam do Hectora.
-Tato, czego pragniesz najbardziej? - zapytałam dziarskim tonem. Ten zabrał ode mnie busolę i otworzył ją. Obadałam sytuację zza prawego ramienia kapitana. - Mamy kurs ! - krzyknęłam chwytając za ster. Obróciłam kołem cztery pełne koła w prawo i płynęliśmy przed siebie. Wiatr nam sprzyjał, wyjątkowo był po naszej stronie, mam nadzieję, że pragnienia ojca są słuszne w tej sprawie.

                   "to fall in love with a man is to fall in love with life and with oneself "










Kochani mam nadzieję, że wam się podoba. Proszę o wasze cenne komentarze, bo nawet nie wiem czy ktoś śledzi mojego bloga :D

2 komentarze:

  1. Świetny pomysł z dołączeniem rodziny Turner'ów! Bardzo podobał mi się rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj ja śledzę Twojego bloga, co dziennie na nim jestem i sprawdzam czy nie dodajesz nowych rozdziałów. Ten jest po prostu znakomity i jeszcze dołączyłaś rodzinę Turner'ów. Jest po prostu boski! Gdy Jack trzyma w ręku busole wskazuje ona Annie a gdy Annie trzyma ją w ręku wskazuję Jack'a to jest po prostu takie słodkie! Jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy naszych bohaterów kto wie, może kiedyś dojdzie w końcu do ślubu .... Ahh rozdział jest cudowny, czekam na następny. Pozdrawiam serdecznie. Nicole :)

    OdpowiedzUsuń