wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział dziewiętnasty.

                                 Zbierałam się powoli dopinając ostatni pas i wkładając w niego broń. Jack chodził w kółko i intensywnie o czymś myślał. Teraz tym bardziej nie mogłam oderwać o niego wzroku, ale jeśli zacznę się do niego kleić jak łatwa panienka, odrzuci mnie w momencie. Udałam, że nie obchodzi mnie to co się stało i ruszyłam przed siebie.
-Dokąd idziesz? - zapytał idąc za mną.
-Zapomniałeś po co wyruszyliśmy?Musimy zdobyć coś do jedzenia. - mruknęłam z lekkim fochem.
-Eh ! Wy kobiety ! Zrobić wam przyjemność a wy jeszcze się obrażacie ! - mówił bardziej do siebie niż do mnie, lub do moich pleców z wielkim wyrzutem. Szliśmy w stronę plaży. Nagle z mojej lewej strony poruszyło się coś w krzakach. Od razu obróciłam się tam w pozycji gotowej do walki. Sparrow stanął tuż obok mnie, gotów mnie osłaniać w razie wypadku. Podeszłam bliżej jednak zaraz poczułam rękę mojego kompana na swoim barku. Jego wyraz twarzy bardzo mnie niepokoił, oczy miał wystraszone.
-Ja idę pierwszy. - powiedział szeptem i poszedł przede mną. Nasza wędrówka w głąb zieloności długo nie trwała. Zaraz dobiegł mnie odgłos szabli i w momencie rozpętała się walka, do której dołączyłam. Nasze szable stykały się razem. Stanęliśmy w bezruchu spoglądając w trójkę na siebie. Przed moimi oczami stała Elizabeth.
-Pani Turner? Co pani tutaj robi? - zapytała całkowicie oszołomiona.
-A wy? Przypłynęłam wam pomóc, ale sądziłam, że już zdobyliście pierścień. Zgubiliście się?
-Lizzy, mamy postój, a Barbossa wysłał nas po pożywienie. Jeśli kryjesz pod tym płaszczem jakąś baraninę, to właśnie uratujesz nam życie. - uśmiechnął się sarkastycznie jedyny mężczyzna z naszego towarzystwa.
-Widzę Jack, że jak zawsze dopisuje ci humor. Chodźmy zatem poszukać czegoś, bo inaczej źle się to dla was skończy. - Pochowaliśmy swoje bronie i ruszyliśmy przed siebie. Średniego wzrostu blondyna, która od tego czasu towarzyszyła nam była ubrana w szarą koszulę, kamizelkę bordową, spodnie schowane nogawkami w wysokie buty i płaszcz ciemnobrązowy skórzany. Nosiła przy sobie dwie szable i jeden pistolet. Włosy miała spięte w kucyka, by jej nie przeszkadzały. Doszliśmy na piaszczyste tereny, jednak całkowicie z drugiej strony wyspy. Perły nie było widać, co było w tym wypadku jasne. Oberwaliśmy sporą ilość lian, mocnych i łatwo poddających się i zaczęłam splatać z Elizabeth sieć na ryby. Teraz nie było sensu się wracać na drugą stronę, bo zajęłoby nam to następne pół dnia. Ojciec by nas zabił na miejscu, gdyby musiał tyle czekać. Gotowy wynalazek zarzuciliśmy wspólnie w wodę.  Nie było już innej możliwości, musieliśmy czekać. Razem z blondyną siedziałyśmy na piasku obserwując horyzont, kiedy czarnooki do nas dołączył, wciskając się na siłę miedzy nas dwie.
-No ! Takie towarzystwo to ja lubię ! - zaśmiał się uradowany obejmując nas na raz.
-Panie Sparrow ! Pan chyba zapomina o manierach ! - skarciła go Pani Turner. Ja nawet nie zabrałam jego ręki,a wręcz przeciwnie, wtuliłam się w niego bardziej co budziło lekkie zdziwienie i grymas na twarzy kobiety. - Czy wy tak na poważnie?
-Co na poważnie?! - obydwoje oddaliliśmy się od siebie jak poparzeni.
-Jack, nie kłam mnie.
-Ja nie rozumiem o co Tobie chodzi. Wy baby jesteście jakieś dziwne ! - Wstał i teatralnym krokiem ruszył wzdłuż brzegu. Co jakiś czas niewielki przypływ oblewał mu buty, co wcale mu nie przeszkadzało, wolał pobyć sam, jakby pytanie Lizzy strasznie go uraziło. Ja w tym czasie położyłam się całym ciałem na piasku. I tak już miałam we włosach wszystko co było możliwe, więc kilka żółtawych ziarenek wcale mi nie zaszkodzi. Lekki podmuch wiatru szumiał mi w uszach wraz z morską bryzą. Po około piętnastu minutach Sparrow powrócił do nas i stanął nade mną zasłaniając mi całe słońce. Zmrużyłam oczy by móc na niego popatrzeć.
-Elizabeth, możemy porozmawiać?
-Pewnie, siadaj. - powiedziała radośnie.
-Wolałbym się przejść. - Spojrzał na mnie bardzo poważnie, a potem wyjął rękę w stronę kobiety siedzącej obok mnie. Ta obróciła się jeszcze do mnie robiąc minę w stylu " nie wiem o co chodzi" i ruszyła za nim. Zostałam całkowicie sama i opuszczona. Ciekawe co ukrywa przede mną kapitan. Poczułam gorycz w sercu, przez to zachowanie. Nie ma nic cięższe­go od żalu. Żal jest straszliwą ot­chłanią w naj­czar­niej­szym oceanie, bez­denną głębią. Zżera człowieka. Du­si. Pa­raliżuje sku­teczniej od prze­ciętych nerwów. Jednak nie dane mi było się zamartwiać. Położyłam się z powrotem i czekałam cierpliwie na powrót kamratów. W końcu sama nie dam rady udźwignąć stosu ryb, o ile jakieś się złapały. Zamknęłam oczy i w wyobraźni czułam jego słodki smak ust, zapach prawdziwego mężczyzny i słyszałam te wszystkie dobre słówka, które wypowiadał do mnie Kapitan Sparrow. Po co to robił? Tylko po to by "zaliczyć" kolejną hożą dziewoję? Nie, pomyślałam. Przecież starał się o mnie wyjątkowo długo. Nie ulegałam za każdym razem jego pokusom. Nieśmiało budziła się we mnie nadzieja, że oto stąpam po wodzie, za­miast w niej tonąć. Przez chwilę pomyślałam, że jednak może jakaś malutka cząstka jego uczuć mogła drgnąć w moją stronę. Nie wiem, ile minęło czasu, gdy tak rozmyślałam o zaistniałych ostatnich sytuacjach, gdy przez większą chwilę mogłam zostać z tym wszystkim sama, i żałować tego, na co się zgodziłam. Usłyszałam kroki, więc podniosłam się by zobaczyć, z której strony dobiegają mnie one.
-Musisz w końcu jej o tym powiedzieć.
-Nie mogę, jeszcze nie teraz.- odpowiadał jej lekko słyszalnym szeptem czarnooki. Wstałam do nich, by przypomnieć im, że jeszcze tutaj jestem.
-Czekałam na was. - oznajmiłam bez wyrazu.
-Zobaczmy czy coś się złowiło. - powiedziała Elizabeth, i za nią wyruszyliśmy do wody. Jakieś nie wielkie rybki załapały się w naszą sieć. Liany związaliśmy w miarę możliwości i Jack zarzucił je na plecy. Musieliśmy ruszać w dalszą drogę, by mój ojciec nie mógł dłużej czekać.  Kiedy tak szliśmy kolejną godzinę, w powietrzu robiło się chłodniej, a słońce zachodziło powoli patrzyłam na idącą przede mną blondynę z wielkim podziwem. Wyglądała, jakby znała ten las bardzo dobrze, albo była nawet jego mieszkanką.
-Wybacz, że cię zapytam. Skąd znasz tak dobrze drogę? A może tylko udajesz, że tak dobrze znasz? - zapytałam. kobieta odwróciła się, by ocenić jak daleko znajduje się od nas Jack i popatrzyła na mnie przyjaźnie swoimi również brązowymi oczami, jednak nie miały one takiego czekoladowego wyrazu jak te Sparrowa.
-Widzisz, każda wyspa, jest na swój sposób podobna do kolejnej. Sztuką jest znaleźć odpowiednie podobieństwa i łączyć je ze sobą. Bo nie jest to łatwe, często poszczególne znaki mogą cię wprowadzić na mylącą ścieżkę. Za niedługo dotrzemy na miejsce. - Stanęła i spojrzała w górę, wskazując mi palcem na unoszący się dym z ogniska. Byliśmy blisko, tak to prawda. - Myślisz, że łączy mnie coś z nim? - zapytała bezpośrednio wskazując wzrokiem na idącego za nami dredziastego pirata.
-Nie skądże.- odpowiedziałam z lekkim zawahaniem w głosie, które dało się wyczuć. Ta tylko roześmiała się lekko.
-Rozmawialiśmy o Tobie. - popatrzyłam pytająco w jej stronę. - Wiem o tym co się stało, za nim przyszłam. Co ty na litry rumu knujesz dziewczyno?
-Nie zrozumiesz, jeśli ci powiem.
-Zranisz go. - odpowiedziała szybko.
-Kogo?
-A kto idzie za nami? Nie udawaj, że nie widzisz.
-Czego mam nie udawać ?! - zapytałam z nerwami. Ta rozmowa zaczęła źle na mnie działać.
-Nie jesteś mu obojętna, i dobrze o tym wiesz. Zastanów się nad tym co chcesz zrobić, ale mówię ci lojalnie, Jack nigdy nie był w takim stanie.
-A jaki to jest stan?
-Zamyślenia. Przecież on już nie funkcjonuje jak kiedyś. Gdyby był tym samym Kapitanem Sparrowem, to bez wahania ogłosił by bunt na statku, i na pewno nie byłby taki posłuszny dla Twojego ojca. Przemyśl to Annie.
-Jak mogę wierzyć kobiecie, która wysłała go do luku Davy'iego Johnesa?
-Myślisz, że nie mam sumienia? Gdybym nie miała, nie popłynęłabym z Barbossą, Willem i resztą załogi po niego. Tu nie chodziło o ten przeklęty talar, jeden z dziewięciu, ale o wspólnotę piracką, jaką wtedy musieliśmy tworzyć by utrzymać się dalej na morzach. I choć jedynym ratunkiem dla nas było wydać innych piratów, my musieliśmy się trzymać razem, nawet ze Sparrowem. Walką w pojedynkę nie zdziałalibyśmy nic. Wspólnie, mogliśmy wiele, co zostało docenione. Ale w tym wszystkim liczyła się lojalność, którą piraci skrywają w sercu bardzo głęboko. Co nie oznacza, że jej nie mają...- mrugnęła do mnie tajemniczo. Jej słowa, dały mi sporo do myślenia, jednak jak miałam je rozumieć? Co ona ma wspólnego z tym wszystkim? Ciekawość...


_______________________________


Kolejny rozdział już jest. Proszę was o szczere komentarze :)
Mam nadzieję, że się podoba.

2 komentarze:

  1. Piękne c':
    czekam na następne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudnie jak zwykle! Ahhh marzę o minucie czasu na pisanie :(

    OdpowiedzUsuń