piątek, 21 lutego 2014

Rozdział Dwudziesty.

                                      Doszliśmy do wyznaczonego miejsca. W głowie huczała mi ta nieszczęsna rozmowa między mną, a Elizabeth. Lojalność.. O czym ona w ogóle mówi? Ragetti i Pintel wygłupiali się, bawiąc się jakimiś patykami, a przy ognisku siedział Hector z Panem Tiggiem i Gibbsem.
-Barbossa ! - Krzyknęła blondyna.
-Pani Turner ! Kogoż to moje piękne oczy widzą ! Co cię tutaj sprowadza głąb puszczy nieznanych nam terenów? - Powstał mój ojciec by przywitać się z kobietą. Reszta załogi patrzyła osłupiała. Stałam obok niej czując się nie zauważona, a Jack to już kompletnie musiał czuć się zapomniany, pomimo noszonego prowiantu dla wszystkich.
-Tato, przynieśliśmy coś. - powiedziałam. Wtedy Sparrow podszedł bliżej i rozwiązał liany, w które były zawinięte ryby. Smród dochodził z nich niesamowity, ale w tym wypadku był to nasz rarytas, jaki mogliśmy spożyć. Wszyscy usiedliśmy do ogniska. Ja zajęłam miejsce między czarnookim a panem Gibbsem. Ryby nabijaliśmy na zaostrzone kije, które wcześniej zostały przyszykowane przez pozostałych kamratów. Tą krótką, jednakże wspaniałą ciszę, w jakiej mogliśmy siedzieć niespodziewanie przerwał mój tata.
-Po co tu przybyłaś?- zwrócił się do królowej piratów.
-Czeka was duże niebezpieczeństwo. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, na jakie okropieństwa zsyłacie wasze dusze. W piekle was nie będą chcieli. - syknęła przez zęby ostatnie zdanie. Barbossa zrobił pytającą minę. Uniósł wysoko brwi i wskazał ręką by kontynuowała swoją wypowiedź. - Nie jesteśmy sami..
-Jest Angelica.. - mruknął spod kapelusza dredziasty.
-Nie tylko. Wieści dochodzą prosto od króla Anglii, że królewska flota, tez szykuje się na tą wyprawę. Jeśli już nie przybyli do którejś z wysp...
-Przecież ta miała być ostatnia, znaczy jedną z ostatnich?- bardziej zapytał, niż stwierdził to starszy kapitan Perły.
-Wysp jest więcej niż podpowiedzi..- odpowiedziała bez wyrazu. - Nie sugeruj się tym co masz, bo masz nie wiele. Nawet jeśli dwie podpowiedzi wam mówią jasno i klarownie, to w rzeczywistości jest inaczej.
-Skąd ona to może wiedzieć ?! - zbulwersował się Pan Tigg.
-Ciiii... - uciszał go Gibbs wyraźnie bojąc się reakcji pozostałych.
-Popłynęłam na Zatokę Rozbitków. Szczęście trafiło, że spotkałam kilku uczonych piratów, którzy zdecydowali się osiedlić na jakiś czas tam. Analizowałam trochę, i przypuszczaliśmy, że prędzej czy później tutaj was złapię. Perłę poznam z daleka, jest zbyt charakterystyczna, dlatego dobiłam na brzeg. Na moje szczęście napatoczyli mi się oni. - znacząco spojrzała w moja i Jack'a stronę.
-To jaki jest plan? - zapytał Gibbs.
-Wszystko wam wyjaśnię, ale najpierw zjedzmy i odpocznijmy. Czeka nas długa podróż..
                                                              Po takiej sytej uczcie, jaką sobie załatwiliśmy zaczęliśmy rozglądać się i dostrzegać powoli zachodzące słońce. To nie wróżyło nam dobrze, bo w ciemnościach nie mieliśmy nawet co zaczynać poszukiwań. Dzień prawie zmarnowany.
-A niech to, zachód.. - przeklął Hector.
-Nie ma sensu się ruszać nawet. Zostaniemy tutaj. - powiedziała Elizabeth.
-Noce są dosyć chłodne.. - mruknęłam.
-Nie wrócimy na statek, zaczyna się robić ciemno, zgubimy się w tej puszczy. - powiedział mój tata.
-Masz rację, noce są zimne.. Ale, nie takie straszności przeżyliśmy. - odpowiedziała niewzruszona kobieta. Każdy powoli próbował się usadowić w jednym miejscu, i okryć tym co było pod ręką, czyli płaszczami lub innymi skrawkami materiałów. Bardzo się trzęsłam, nie mogłam przyzwyczaić ciała do temperatury, która rusz, co rusz malała. Czułam się coraz gorzej, a organizm nie dawał rady. Dygotałam. Poczułam czyjąś ciepłą, a nawet gorącą wtedy dla mnie dłoń. Jack pochylił się nade mną i patrzył współczującym wzrokiem.
-Kapitanie.. ekhm.. Pańska córka nie czuje się najlepiej. Spójrz. -Zwrócił się do Barbossy. Ten popatrzył na mnie i zbliżył.
-Jak się czujesz? -zapytał prawie niemym szeptem.
-Po-po-po-potrzebuję ci-ci-ciepła. - wy dygotałam.
-Lizzy, położysz się przy niej. - rozkazał jej mój ojciec.
-ch-ch-chcę Ja-Ja-Jack'a !- wykrzyczałam ostatkami sił. Wszyscy patrzyli na mnie osłupiali. Widziałam ten chłodny wzrok taty, ale teraz już nic nie mogło być zimniejsze od tego powietrza. Ten gestem ręki pozwolił mu położyć się koło mnie. Sparrow delikatnie wślizgnął się obok mnie i okrył nas swoim płaszczem, a leżeliśmy na moim. Przytulił mnie mocno do siebie i próbował swoim ciepłym oddechem ogrzać moje zmarznięte ciało. On co jakiś czas gładził je swoimi pirackimi, brudnymi, jednak nadzwyczaj delikatnymi dłońmi. Przez każdą dowolną pieszczotę, w środku rozpalałam się do granic możliwości, a jednak na zewnątrz dalej byłam zimna. Co ten człowiek potrafił robić z moimi emocjami. I za to naprawdę czułam, że mogłabym go pokochać...


                          "Niektórzy swój widnokrąg biorą za koniec świata"

_______________________________

Przepraszam, że taki krótki, ale mam nadzieję że spodoba się.
Czekam na komentarze :)

2 komentarze:

  1. Podoba, podoba :) Bardzo urokliwa scena w nocy, ahh. ... :')

    OdpowiedzUsuń
  2. jest świetny. czekam na więcej z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń