wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział dwudziesty drugi.

                                   Marmurowe kamienie i obrastający wkoło masywne ściany bluszcz kontrastowały, a zarazem współgrały ze sobą. Widok tak potężnej fortecy przeszywał nas wszystkich o dreszcze. Wokół nastała cisza, i zdawało się słyszeć tylko odgłosy dzikich zwierząt i ptaków z głębi puszczy, kończącej się tuż za nami.  Staliśmy dłuższą chwilę wpatrując się w budynek i szukając wejścia. Wielkie wrota były tak porośnięte zielonością, że ciężko na pierwszy rzut oka było je dostrzec. Wszyscy razem musieliśmy siłować się by je otworzyć, po wielu próbach się udało. Ruszyliśmy za Elizabeth i Barbossą. Po wejściu do środka byliśmy na dosyć sporym dziedzińcu. Widać, że wszystko było doszczętnie zrujnowane, i opuszczone. Hector obrócił się i spojrzał na część swojej załogi, która towarzyszyła mu w tej wyprawie. Objechał mnie złowrogim wzrokiem, ponieważ znowu znajdowałam się w bliskiej odległości ze Sparrow'em.
-Musimy się rozdzielić. Ragetti i Pintel, pójdą na północną część fortecy, Gibbs i Tigg wy udacie się na wschód, Elizabeth i Annie pójdą na południową stronę a Sparrow idzie ze mną.
-Tato, uważam, że powinniśmy zmienić podział ze wglę...
-Cisza ! Nie chcę słyszeć głosów sprzeciwu! Każdy idzie szukać małego pierścienia, lub czegoś, co może nas zainteresować.- przerwał mi moją wypowiedź. Nie miałam nic do gadania, i nie było opcji, by zdziałać jakieś cuda, bym mogła pobyć z Jack'iem. Uśmiechnęłam się do Lizzy, która podeszła do mnie i chwyciła mnie lekko za ramię.
-Chodź, ruszamy. - powiedziała do mnie delikatnym głosem i podążyłam za nią na południową część marmurowych ścian.  Po chwili już nikogo nie było na dziedzińcu, każdy zajął się poszukiwaniem. Weszłyśmy przez pierwsze, lepsze drzwi. W pomieszczeniu było dosyć ciemno, słońce przedzierało się przez okna, które były zasłonięte starymi szmatami. Odsłoniłyśmy trochę te prowizoryczne zasłony i dałyśmy słoneczny poblask pokojowi, a raczej czemuś w rodzaju pracowni krawieckiej? Tak, stare zakurzone maszyny do szycia, dużo materiałów, stąd też pomysł na firany. Weszłam na zaplecze by poszukać czegoś cennego, lecz obawiałam się, że tutaj nic raczej nie znajdziemy.
-Annie, chodź zobacz ! chyba coś mam ! - krzyknęła moja kompanka. Wbiegłam do głównego pomieszczenia i ujrzałam ją przy starym biurku z wysuniętą szufladą. W rękach trzymała jakieś papiery. Podała mi jeden, dosyć cenny.


Najdroższa,
Oddaję to co najcenniejsze w Twoje ręce. Zginę,  ale nie zginę w Twoim sercu. Byłaś mi jedynym skarbem, a to co mam, to tylko rzeczy tak nie istotne w naszej miłości.
Ukryj to tak dobrze, jak tylko będziesz potrafiła, nie chciałbym, by wdało się w niepowołane ręce. Moja Lady, wypływam na morze, pełne łez i okrucieństwa, gdzie muszę rozprawić się z własnym sobą i innymi wrogościami. Choć nie dane mi było ujawnić mojej miłości na światło dziennie, wiedz, że nigdy nie kochałem nikogo, ani niczego tak jak Ciebie. Pod godziwym tytułem króla, skrywał się ciężki pirat.

Na zawsze Twój.
Henryk.


Wbiło mnie całkowicie. Przez chwilę, nie wiedziałam co mam myśleć. Albo za mało wiedziałam historycznych rzeczy, albo ten list odsłonił mi całkowicie coś nowego. Czyżby jeden z wielkich Angielskich królów był piratem? Dlatego miał tyle złota, bo było kradzione? W takim razie, jak to się stało, że wpadł w posiadanie pierścieni, na dodatek obdarzonych jakąś mocą, która pozwala statkowi być niezatapialnym? Tysiąc myśli, pytań roiło się w mojej głowie, co sprawiło, że aż mnie rozbolała. Zszokowana oddałam jej jeden zwój pergaminu. To nie był jeden jedyny list, było ich mnóstwo. Usiadłyśmy i czytałyśmy tą korespondencję, by wydobyć z niej najwięcej informacji. Z każdym kolejnym listem, moje myśli były coraz bardziej niezaspokojone. Wyglądało na to, że rzekomy król, który osiadł się tutaj na tej wyspie, w tej flocie, był piratem, zakochanym w jakieś krawcowej, która usługiwała mu, szyjąc kolejne stroje. Nie mógł ogłosić, że ją kocha, i poślubić ją, ponieważ była niższej klasy niż on, według ludności, która tutaj pomieszkiwała. Tak naprawdę był wilkiem morskim, tak samo upadłym nisko jak ona, jeśli chodzi o klasy społeczne, a może i nawet niżej? Piractwo? kradzieże, pływanie pod fałszywą banderą i wiele, wiele innych. Tak, zdecydowanie był niżej on tej biednej kobiety. Ona też go kochała, bo w następnych odpowiedziach widać było, że darzą się wzajemnym uczuciem. Wielkie, skupione oczy Pani Turner utknęły na mojej osobie. Wpatrywałam się w jej tęczówki, również zdziwiona całym obrotem sytuacji.
-Musimy to pokazać. - odezwałam się pierwsza.
-Barbossie?! Oszalałaś. - odpowiedziała z wielkim wyrzutem.
-To co chcesz zrobić? - zapytałam zaciekawiona.
-Powiedzieć, ale Jack'owi. Annie, ja wiem, że ty nie chcesz mu zrobić krzywdy. Ani jemu, ani swojemu ojcu. Ale dobrze wiesz, że Hector nie jest prawowitym kapitanem Czarnej Perły.
-Grasz o dużą stawkę, chcesz bym dźwigała tak ciężkie brzemię?
-Może czegoś nie wiesz, ale nikt nie wiedział o Twoim istnieniu. Nigdy nam 'kapitan' nie opowiadał, że ma córkę. Choć żaden pirat nie lubi opowiadać o swoim nędznym, zakłamanym życiu, to o twoim istnieniu powinny krążyć chociażby plotki. Przejął się dopiero wtedy, kiedy cię zobaczył na tamtej zasranej wyspie ! I nagle trzymasz jego stronę i uciekłaś od Jack'a? Dobrze wiem, że miałaś być pierwszym oficerem Perły, dobrze wiem, że mieliście wspólnie dążyć do celu, a teraz nagle wielka więź rodzinna odżyła. A czy wiesz, że zabił ci matkę?! - to ostatnie pytanie zabolało mnie najbardziej z całego potoku jej słów, jaki wylał się w moją stronę. Wyciągnęłam odruchowo i energicznie szablę w jej stronę. Ta uspokoiła się i również wyciągnęła broń do mnie.
-Wielkie bzdety i pierdoły, nikt nie wie jak moja matka zginęła, a każdy odzywa się najwięcej. Nie waż się o niej wspominać ty parszywa mendo morska. - wypowiedziałam te słowa, które już od pewnego czasu ciążyły mi na sercu. Nie przepadałam za nią, uważałam, że za bardzo się wtrąca w tą całą wyprawę. Nie wiem, czy Jack wiedział co robimy, dobijając do jej portu, ale uważam to za jeden z jego błędów. Wymieniłyśmy się kilka razy ciosami. Elizabeth była bardzo dobra z szermierki, ale chyba już dawno nie trzymała szablo w dłoniach. Forma spadła, a ja byłam w szczytowej przez ostatnie wydarzenia.  Jeszcze kilka ruchów i wygrałam ten lichy pojedynek. Ta zebrała jej żelastwo i schowała z powrotem do pochwy. Ja również schowałam moją broń. Uśmiechnęłam się wrednie i patrzyłam na jej reakcję. Była wściekła, jak każdy z nas, pewnie nie lubi przegrywać.
-Też nie mam matki, wychowywałam się z ojcem, któremu przyszło zginąć za serce Davy'iego Jonesa. Teraz jestem sama, a oddałabym wszystko by mój tata mógłby być na tym świecie. Beckhet skazał go na śmierć za nic ! - Krzyknęła. - A ty mi mówisz bym nie ważyła się mówić o twojej matce. - prychnęła lekceważąco.
-Barbossa ją zabił. - powiedziałam szeptem i opuściłam głowę w dół. - mnie oszczędził, a Rosaline zginęła, przez głupi aztecki medalion.
-O to samo zginąłby Will, krwi prawdziwego pirata, krwi Williama Turnera potrzebowali do złożenia w ofierze, a ja miałam ostatni medalion, który należał do mojego męża. - podeszła do mnie i objęła mnie niepewnie. - Nie powinnam była.. Ale muszę zapytać. Po której stronie jesteś?
-W tym momencie? - odpowiedziałam cicho podnosząc głowę i patrząc na Elizabeth.


_________________________________________________________________


I dopadła mnie wena, dzięki czemu kolejny rozdział już jest.
Miłej lektury, ale jestem ciekawa waszych przemyśleń. Mam pytanie.
Jakie zakończenie obstawiacie?:D bardzo mnie to ciekawi, proszę o pozostawienie komentarza z odpowiedzią. Będzie mi bardzo miło.

Wasza Ana.

4 komentarze:

  1. No wiesz... trudno przewidzieć co będzie na końcu. Pierwsze co nasunęło mi się na myśl to to, że Hector zginie broniąc Annie, Annie i Jack będą ze sobą i okaże się, że będą mieli dziecko (urodzi im się synek). Elizabeth i Annie pokłócą się ze sobą, ale ani jej ani elizabeth nie będzie to przeszkadzało. Znajdą pierścienie i będą walczyć z Angelicą i flotą na jednej wyspie ( tu zginie Hector), zdobędą jeden pierścień i założy go Annie ( Jack jej go odda) i razem z Jackiem będzie współkapitanem Czarnej Perły :) Tylko mam nadzieję, że nie zmienisz treści ze względu na mój komentarz. Ja będę zadowolona, nawet jeżeli skończy się inaczej. Bardzo lubię twojego bloga i chcę, żeby skończył się tak jak uważasz ty. Nigdy nie widziałam aby ktoś tak sumiennie prowadził tak fajnego bloga. Rozdział był świetny, oby tak dalej!
    Adriana Irzyk (ten anonimek pod rozdziałami to ja ;) )

    OdpowiedzUsuń
  2. Już nie mam pomysłów na komentarze, ponieważ rozdział w rozdział jest perfekcyjnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja myślę, że Jack będzie z Annie a Hektor po długich rozmyślaniach i kłótniach pogodzi się z tym i uszanuje wole córki. W ruinach tego "zamku" stoczą bitwe z Angelicą i flotą (oczywiście załoga Czarnej Perły wygra :D) i Hektor przejmie statek Angeliki, a Annie i Jack odpłyną na Czarnej Perle w poszukiwaniu kolejnego skarbu. Kiedyś oczywiście natrafią na Hektora i przeżyją z nim kilka przygód. Może też napotkają kiedyś na przykład jakiegoś kuzyna Annie albo Jack'a, niewiadomo :D
    Ale to ma się jeszcze nie kończyć! Nie mogłabym chyba spać jakbyś przestała pisać :D
    Pozdrawiam i czekam na rozwój akcji :)

    OdpowiedzUsuń