czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział piąty

Noc była cicha i ponura, to już nie była ta sama Perełka, którą dowodził Kapitan Jack Sparrow. Wszystko zmieniło bieg wydarzeń, a wszystko to stało się, bo ja jestem córką Kapitana Barbossy. Ciekawe, co by powiedziała moja matka, gdyby mogła zobaczyć to, co dzieje się teraz. Hector potraktował moją matkę, jak każdą inną dziwkę. Jak inaczej pirat mógł traktować kobiety? Tyle razy Rose opowiadała mi o moim ojcu. Nigdy nie powiedziała o nim złego słowa. Czy to dlatego że się bała? A może, naprawdę go kochała?
                Drewniane ściany owijał półmrok, świeca prawie wygaszała, a mała dziewczynka była pochłonięta snem. Coś mówiła, z czasem przerodziło się to w przeraźliwy krzyk. Do pokoju weszła starsza kobieta lecz nie była to osoba o siwych włosach. Miała około trzydziestu lat. Obudziła delikatnie córkę, Przytuliła, a następnie przyglądała się naszyjnikowi z szyi dziewczyny. Medalion, jaki nosiła był niewielkich rozmiarów. Mały,złoty i okrągły. Na nim była wykuta czaszka, piracka czaszka. Mała panienka nawet nie pamięta od kogo go dostała. Tamtej nocy śnił mi się koszmar. Pirackie bandery, zatapiany statek, dużo obrzydliwych piratów, krzyczących i zabijających się nawzajem i medalion, taki sam jak mój, tylko miał go chłopiec, który przeżył. Płakałam, tyle razy czytałam legendy o piratach, a nigdy wcześniej nie miałam takiego snu. Mama gładziła mnie po głowie, i próbowała od nowa położyć, śpiewała kołysankę. Jednak czułam, że coś jest nie w porządku. Z dworu dochodziły dziwne krzyki, ludzie biegali jak oszalali po wąskich uliczkach Tortugii, trzaski, i huki opanowały wyspę. Rose spojrzała przez okno, nagle zaklęła pod nosem.
-Musimy uciekać!-krzyknęła.
-Mamusiu co się dzieje?
-Grozi nam niebezpieczeństwo.-Niestety już było za późno, do drzwi ktoś strasznie się dobijał. Matula próbowała zabarykadować drzwi. Po chwili z wielkim rozpędem wrota do naszego małego mieszkania otworzyły się a w nich stała grupka mężczyzn. Byli oni szpetnie ubrani, w potargane ubrania. Najważniejszy z nich miał długie włosy, i brodę. Nosił obdarty kapelusz z piórem, płaszcz i białą, która nawet nie przypominała bieli koszulę. Wysokie buty do kolan i spodnie w nie włożone. Obwiązany był pasem przy którym doczepioną miał szablę i dwa pistolety. Był starszy od mojej matki, z pewnością.
-Pakt ! Pakt do cholery !-krzyczała przerażona kobieta, lecz nikt jej nie chciał słuchać. Ja schowałam się pod łóżko i obserwowałam całą sytuację. Brodaty mężczyzna podszedł do niej, popatrzył jej głęboko w oczy. Wtedy nie mogłam przypuszczać, że znali się wcześniej. Jednak zrozumiałam po tym, jak do niej przemówił.
-Rose, kochanie, masz coś co jest moje. Musisz mi to oddać.
-Hector, przysięgam, nie mam tego czego szukasz, zostaw mnie proszę..- przeciągała każdy wraz, coraz to wolniej. Dusiła się własnymi łzami, i co jakiś czas spoglądała w moją stronę.
-Zamknij się !-uderzył ją prosto w twarz. Kobieta upadła na ziemię, płakała jeszcze głośniej. Zakryłam sobie moimi małymi rączkami usta. Nie mogłam uwierzyć w ten koszmar, obserwowałam ich dalej i poznałam, że to byli ci piraci, którzy mi się śnili. Byłam w szoku. Dalej jednak nie mogłam wyjść z pod łóżka. Czego oni szukają?
-Hector proszę..-łkała dalej Rosaline. Reszta piratów przeszukiwała izbę. Krążyli coraz bliżej mnie. Bałam się. Mężczyzna, do którego moja matka mówiła Hector, obrócił się w jej stronę. Wyciągnął pistolet i odbezpieczył go. Już przeczuwałam co się stanie. Nie mogłam na to pozwolić, dlatego podniosłam się z pod łóżka.
-Nie ! zostawcie ją ! -krzyknęłam. Wszyscy stanęli w szoku, obejrzeli się w moją stronę. Sam kapitan zrobił wielkie oczy. Podszedł do mnie, przykucnął i wpatrywał mi się w twarz. Po chwili szybko obrócił się do mamy, a potem znowu do mnie, i jeszcze raz do matki.
-Rosaline ! Niech mnie kule biją ! Czemu ja nie wiedziałem?
-Zostawiłeś mnie, wypłynąłeś z Tortugi i nie wróciłeś ! - płakała dalej, coraz to bardziej histerycznie.
-Jak masz na imię dziecinko?-Zwrócił się do mnie czułym głosem.
-Annie, proszę pana.-odpowiedziałam posłusznie.
-Annie, skarbie, powiedz mi, czy ty...-i nie dokończył zdania, kiedy jego wzrok zatrzymał się na medalionie, który nosiłam. Wziął go w dłonie i przez jakiś czas obracał w palcach, były to oczywiście ułamki sekund potem szarpnął dynamicznie. Urwał mi go z szyi i schował głęboko w jednej ze swoich kieszeni przy obdartym płaszczu. Czułam jak serce bije mi coraz szybciej. Mężczyzna wstał i zwrócił się do mojej matki, znów zaczął celować w jej stronę z pistoletu.
- Za to że kłamałaś... Żegnaj Rosaline.-Po tych słowach w domu rozbrzmiał wielki huk wystrzelonej kuli. Ja nie mogłam krzyczeć. Zabrało mi mowę. Jedynie co mogłam zrobić to zapłakać cicho, kiedy widziałam jak moja matka zsuwa się po ścianie, a krew wycieka jej z klatki piersiowej. Miałam zaledwie osiem lat, nic nie mogłam poradzić na to co miało wtedy miejsce. Wszyscy wyszli, a Hector spojrzał ostatni raz w drzwiach.
-Kiedyś się spotkamy, córeczko.-Szepnął w moją stronę i drzwi zamknęły się z trzaskiem. Ja podbiegłam do mamy, i gładziłam ją tak jak ona mnie przed snem. Płakałam, i tamtej nocy nie zmrużyłam już oka. Tak poznałam swojego tatę. Pod swoją opiekę wziął mnie Pan Amoretti,który był szefem knajpki znajdującej się nieopodal portu na Tortudze. Przez wszystkie te lata zastanawiałam się, czy Barbossa jeszcze kiedyś odwiedzi Tortugę. Czy pozna mnie teraz, i czy żałuje, że zabił kobietę, która poczęła jego dziecko. Nie mogę go o to zapytać bo wiem, że z byłby w stanie również uśmiercić mnie.
                        W tą zimną, wietrzną noc płynęliśmy dalej po pierścień. Stałam na początku statku patrząc jak mknie przed siebie. Znów czułam kropelki wody na swojej twarzy, powiew wiatru, jednak nie była to wolność, którą odczuwałam wtedy z Jack'iem. Zaczęłam za nim tęsknić, zaczęłam martwić się o niego. Czy ja mogłam coś poczuć do jednego ze słynnych piratów? Zawsze wydawało mi się, że ich się nie da darzyć jakimkolwiek pozytywnym uczuciem, ale musiałam przyznać, że Sparrow'a bardzo polubiłam. Czułam, że w głębi duszy jest innym człowiekiem, mimo tego że wiedzie on pirackie życie. Czy moja matka myślała tak samo o Kapitanie Barbossie? Lekki wiaterek, stawał się być coraz silniejszy, i targał mocniej moje czarne, gęste i długie włosy, które zawsze nosiłam falowane i rozpuszczone. Z boku głowy zawsze mam sztucznego czerwonego kwiatka, a wyglądem od czasu wejścia na Czarną perłę nie różniłam się wcale, od innych piratów. Niebieskie oczy znowu zaszły mi słonymi łzami i pozwoliłam im, staczać się powoli po moich różowawych policzkach. Pod nosem śpiewałam kołysankę, którą zawsze mama śpiewała mi do snu.

Kiedy dziesięć lat minie, moja kochana.
Proszę, powróć do mnie.
Będę czekać tutaj na ciebie
Nasza miłość powinna zawsze trwać.

Chociaż twoje serce należy do morza
Zawszę będę prawdziwy
Czekam tutaj cierpliwie
I ciągle z miłością do ciebie.   

-Coś cię trapi moja córeczko?- Zagadał do mnie Barbossa, przerywając mi wspominki.
-Ojcze, poznałeś mnie. Wtedy na tej wyspie. Jak to? po tylu latach..
-Widzisz Annie, masz takie same niebieskie oczy jak twoja matka. Takich oczu się nie zapomina. Świat jest coraz mniejszy kochanie.-rzucił się w otchłań rozmyśleń, patrząc na ciemny horyzont przed nami. Patrzyłam na niego z uwagą. Na moje wspomnienie o matce jego wyraz twarzy zrobił się.. smutniejszy? Twarz zbladła, a oczy przestały błyszczeć. Zacisnął mocniej wargi. -Ann, wiesz o czym ta piosenka jest?
-Nie wiem. Zawsze Rosaline śpiewała mi ją przed snem. Minęło więcej niż dziesięć lat, a ja dalej pamiętam jej delikatny głos tato.
-To piosenka o Davy'm Johns'ie. Co dziesięć lat mógł stanąć na lądzie by spotkać się ze swoją ukochaną, Calipso. Jest to bogini mórz i oceanów. Lecz kiedy Davy dziesięć lat zajmował się zmarłymi duszami na morzu, i przyszedł czas by mógł się zobaczyć z ukochaną, ona po prostu nie przyszła. On się zdenerwował i sprzeciwił swojemu zadaniu. Wyciął sobie serce i ukrył w małej skrzyni, a tą schował przed całym światem. Dowoził na Latającym Holendrze. .
-Co się działo dalej ?
-To długa historia i o niej na pewno słyszałaś.
-Proszę, powiedz.
- Przeklęty Jack Sparrow dowodził statkiem dla kompanii Wschodnio-Indyjskiej. Miał przepłynąć z więźniami, jednak uwolnił ich. Beckett dowiedział się o tym i zatopił jego statek, a samemu Sparrow'owi wypalił na skórze "P" jak pirat.
-Widziałam takie coś u niego !-wtrąciłam a Hector tylko skarcił mnie wzrokiem. Spuściłam głowę i słuchałam dalej z zainteresowaniem.
- Sparrow zawarł układ z Davy'm. Polegał on na tym że Johns podniesie jego statek z dna morza i będzie mógł nim dowodzić przez trzynaście lat, w zamian za sto lat służby na Latającym Holendrze. "Złą Wiedźmę"  przechrzcił na "Czarną Perłę" i pływał po wodach, ciesząc się tą swoją jak on to mówi wolnością. Byłem na tym pokładzie pierwszym oficerem. Dowiedziałem się o azteckim złocie, i wszcząłem bunt na statku. Jack'a porzuciłem na wyspie z jedną kulą w pistolecie, by mógł odstrzelić sobie ten swój pusty łeb !
-Jednak on uciekł prawda?-Karcące spojrzenie znowu utkwiło na mnie. Patrzył z taką nienawiścią, a w oczach tańcowały mu ogniki, gdy tylko wypowiadał imię Jack Sparrow. Przez chwilę przemknęła mi myśl, że gdyby zobaczył jak całowałam się w mapiarnii z jego wrogiem to zabiłby nas bez zastanowienia się.
-Idź się połóż. Jesteś pewnie zmęczona? Możesz spać w mojej kajucie. Przygotowałem ci miejsce do spania. Czeka nas trochę drogi.
-Dobrze ojcze. Ale powiedz mi, co się stało z Latającym Holendrem?
-Pierwszy trybunał braci pirackich uwięził Calipso w ludzkim ciele, a jak to zrobić, pokazał im sam Davy w złości za zdradę ukochanej. Kiedy byłem przeklęty przez to azteckie złoto, musiałem pozbierać wszystkie monety i odłożyć je na Isla de la Muerta razem z krwią Willa Turnera. Mój plan się powiódł ale nie tak jak powinien. Klątwa zniknęła, a w walce Jack zastrzelił mnie tą jedną jedyną kulą, którą trzymał dla mnie przez tyle lat. Później pojawił się Davy Johnes i w walce kraken zabrał go do luku. Calipso w ludzkiej odsłonie przywróciła mnie z martwych i wypłynąłem na kraniec świata z załogą wy uwolnić przeklętego Sparrow'a. -splunął w wodę. - Wróciliśmy, zwołaliśmy czwarty trybunał braci, uwolniliśmy Calipso i pokonaliśmy Davy'iego. Tylko rzecz w tym, że Latający Holender musi mieć kapitana. Został nim Will Turner. Raz na dziesięć lat przypływa na wody by zobaczyć się z ukochaną Elizabeth i to ja, podczas walki, udzieliłem im ślubu, jako kapitan Czarnej Perły. -uśmiechnął się na to wspomnienie.-Teraz zmykaj spać!
-Dobrze ojcze.
-Dobranoc Annie.
-Dobranoc .
Wróciłam do kajuty kapitana, wyglądała całkiem inaczej niż te poniżej statku dla załogi. Rozpalone świecie oświetlały całe pomieszczenie, wokół było czystko i schludnie jak na piracki okręt. Z lewej strony czekała na mnie koja, w której mogłam się położyć. Czyżby ojciec szukał odkupienia, za to co zrobił mojej matce? 'Żaden dobry uczynek nie oczyści go ze śmierci matki', zezłościłam się w duchu.  I oparłam ręce na drewnianym, okrągłym stoliczku. Na nim była ta mapa. Przedstawiała ona trzynaście wysp ułożonych w kształt pierścienia na każdej z nich znowu pojawiała się litera "H". 'O co w tym chodzi?' pomyślałam i przestudiowałam ją troszkę dokładniej. Po godzinie czasu siedzenia nad mapą i popijania rumu drzwi od kajuty otworzyły się. Ja odskoczyłam od stolika jak głupia i zabrałam ze sobą butelkę rumu, udając że chodzę w jedną i w drugą stronę.
-Jeszcze nie śpisz?
-Nie mogę usnąć tato.
-Wypij więcej rumu na sen.-Podszedł do stolika i przyglądał się papierowi.-Widziałaś takie zjawisko?Ciekawe na której z tych wysp znajduje się to czego pragnę?
-Busola..-wymamrotałam pod nosem, po czym zorientowałam się, że przecież Barbossa będzie wiedział o co chodzi.
-Coś mówiłaś?
-Nie nic, chyba wystarczy mi trunków na dziś. Położę się.-Podeszłam do posłania, zdjęłam buty i położyłam się wygodnie. Odpłynęłam w krainę snu, gdzie nikt nie miał prawa decydować, z kim płynę. Był to mój własny ocean marzeń, w którym to ja byłam kapitanem...                                
                                                

1 komentarz: