wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział jedenasty.

                          Zmrok zapadał powoli. Księżyc oświetlał taflę wody, odbijając się od niej dawał krystaliczny poblask całej nicości. Jack zamienił się sterem z Cotton'em. Ja, Sparrow i reszta załogi zeszliśmy pod pokład by omówić szczegóły zdobycia pierścieni. Lekko żółtawy kolor świec oświetlał nasze twarze, i po za naszymi szeptami słychać było tylko szum morza.
- Czy kto z was tutaj zgromadzonych, może mi powiedzieć co działo się pod moją nie obecność? - odezwał się Sparrow.
- Kapitanie ! - zaczęłam pewna siebie, wszystkie oczy zwróciły się ku mojej osobie. - Zdążyliśmy zebrać jeden pierścień i jedną podpowiedź. Zatopiliśmy Francuski okręt płynący w tym samym kierunku i...
-Francja się zainteresowała skarbem?
-Aye kapitanie. - wtrącił się Pan Tigg. - Straszny widok dla tych, którzy Bogu ducha winni byli zginąć.
- To i komodor za niedługo może się pojawić... - mruczał sam do siebie i gładził palcami swoje warkoczyki z brody.
-Myślisz, że nowy komodor również będzie chciał pierścień?-zapytałam.
-Myślę, że komodor zainteresuje się wszystkim, co chciałbym zdobyć. W końcu jestem Kapitan Jack Sparrow, czyż nie?
-Aye ! - krzyknęli.
-Ann.. Masz podpowiedź?
-Nie, ale pamiętam ją. Było na pewno nie rusz tego co nie twoje..hmm..Możesz zniszczyć życie moje?- Jakoś tak, sens zachowany. Wszystko trzyma Barbossa przy sobie, teraz jak jesteś na statku to nie będzie mi ufał w stu procentach.
-Musimy odwiedzić starą znajomą. Panie Gibbs, dobrze wspominamy Elizabeth prawda?
-Aye kapitanie ! Pani Turner.- odpowiedział pirat.
-Po kolejnej wyspie musimy się tam wybrać. Jako król piratów powinna nam udzielić kilka rzeczowych informacji.  Tylko kiedy do niej przybędziemy, nie wyciągajcie przy niej rumu ! - Kilka osób ze starszej załogi zachichotało się po cichu. Reszta nie rozumiała wypowiedzi Jack'a.
- Kapitanie.. Jak wydostałeś się z wypsy?- zapytałam śmiało.
- Żółwie morskie - wyszczerzył się do mnie.
- Tą historyjkę już znamy...
- Annie Barbossa, pozwól że takie informacje zostawię dla siebie, z nas dwojga to ty mnie wydałaś swojemu tatusiowi, i nie chciałbym ponownie doświadczyć spotkania w moją ukochaną wyspą, którą zdarza mi się odwiedzać co jakiś czas. Nie mniej jednak, zadziwia mnie twoja otwartość zadawanych pytań. Dlaczego? Dlaczego więc nie możesz chociaż raz nie być ciekawska i zostawić swoje pytania, w twojej małej, pięknej główce? - poczułam się urażona tym, że jednak Jack twierdzi dalej to samo. Ma prawo być zły, ale czy przy wszystkich musi to wypominać? Spuściłam głowę w dół i już byłam cicho. Zajęłam miejsce przy stole na drewnianym krześle.
- Kapitanie? Jakie pomysły ?
-Elizabeth...- zamyślił się najważniejszy z nas po czym powtórzył. - Elizabeth. Tak, to nasza jedyna na razie nadzieja. Musimy przybić do brzegu, a skoro udało mi się przejąć ster.. Drugi raz nie będzie problemu.- Zaświeciły mu się czarne oczy. W tej ciemni było je widać doskonale, i było widać też, że Sparrow zbiera w sobie siły do walki. Chociaż słyszałam od ludzi, że walczy w ostateczności.
-Rozkazy ? - zapytał Pan Gibbs.
-Na razie wszystko będzie po staremu, potem czekajcie na rozkazy. Możecie się rozejść. A ty...-Zwrócił się do mnie, kiedy wstawałam od stołu. - Ty zostaniesz. - powiedział najbardziej poważnym tonem głosu jaki mogłam z jego ust usłyszeć. Wszyscy powoli rozchodzili się i wychodzili na górę pokładu.[podkład muzyczny: http://www.youtube.com/watch?v=MxVUqGhRZRk] W pomieszczeniu stawało się coraz puściej i ciszej. Płonień świecy zaczął lekko drgać, a kiedy Jack zbliżył się do mnie ostatnia iskierka światła zgasła. Ogarnęła nas ciemność. Słyszałam tylko ciężkie kroki zbliżające się do mnie, nagle poczułam na moim podgardle ostrą i metaliczną rzecz. Dosyć małą. Tak to był scyzoryk. Po raz pierwszy zlękłam się tego mężczyzny, za którym serce i rozsądek szalało.
- Nie uważasz, że to nie rozważne? - powiedziałam ostatnimi resztkami siły, ponieważ coraz więcej powietrza zabierał mi ścisk na szyi.
-Życie jest jak fala morska. Utrzymasz się na grzbiecie – wyrzuci cię na bezpieczny brzeg; nie utrzymasz się – poniesie cię coraz dalej od brzegu. Czy chcesz się utrzymać?- szeptał mi do ucha. Przełknęłam głośno ślinę, dopiero potem poluzował swój uścisk. Spuścił scyzoryk w dół i słyszałam tylko brzdęk metalu o drewnianą podłogę. Jednak dalej podtrzymywał mnie jedną ręką. Serce przyśpieszało swoje bicie, myślałam, że zaraz mi wyskoczy. W tej surowej ciszy zdawałam się je słyszeć.
-Wiesz, że jesteś tak subtelny, jak pożerający kraken?
-Ah tak?- obrócił mnie jak lalkę w swoją stronę. Swoje brudne, pirackie dłonie ułożył na moich biodrach, napierał na mnie pochylając się nade mną. Byliśmy tak blisko siebie twarzami, że prawie stykaliśmy się nosami. Oddechy mieszały się w niespokojnym biciu serc. Stałam tak bezwładnie patrząc co on może jeszcze ze mną zrobić. Zrobił krok do przodu i odruchowo ustąpiłam krokiem do tyłu. Lekko się uśmiechnął, po czym ja zrobiłam krok do przodu delikatnie pokazując moje zęby.
-Ty jesteś wyjątkowy, ja jestem wyjątkowa, jesteśmy parą wyjątkowych piratów.- szepnęłam mu w usta, których nie chciałam, a z drugiej strony chciałam dotknąć, a jednak lekko poczułam jego naskórek na wargach. Ten znów zrobił dominujący ruch, tym razem był on bardziej zdecydowany i przemyślany. Jednym krokiem cofnął mnie do tyłu po czym obrócił mnie w swoich ramionach. Znów stałam do niego tyłem, lecz dalej obejmował mnie w pasie. Popychał mnie do przodu jeszcze bardziej odważniej. Zrobił mną obrót i chwycił mocno pozostawiając mnie w pozycji w jakiej byłam przedtem. Przodem do jego pięknej, pirackiej twarzy. Choć za wiele w tych ciemnościach nie mogłam dojrzeć bardzo chciałam przedłużyć tą emocjonalną grę. Sądzę, że gdyby towarzyszyła nam muzyka, urządzilibyśmy nie zły taniec naszych ciał. Teraz jedyny nikły rytm wystukiwały nasze serca, choć czuję że moje biło o wiele szybciej i mocniej. Jack zdawał się zachowywać zimną krew. Jego oddech był równomierny, a mój szybki i głośny. Wyczuwał, że może mieć teraz władzę nade mną, idealnie wykorzystywał ten moment do manipulacji moimi uczuciami. Jego ręce ściskały mnie coraz to mocniej, jak wtedy w mapiarni, gdy już prawie mogliśmy być tylko dla siebie. Czułam tą chwilę. Zaczęłam odpływać, wiedziałam, że to w końcu nastąpi. Odchyliłam lekko głowę, i w sekundzie poczułam lekko drapiący, lecz przyjemny wąsik Sparrow'a. Po chwili jego wysuszone usta muskały moją szyję, z czasem zachłanniej czułam jego język spacerujący i dochodzący aż do karku. Starałam się uspokoić moje ciche pojękiwania rozkoszy i po chwili faktycznie uspokoiłam się. Jednak poczułam, że Jack przestał na chwilę. Chwycił za to zębami mój płatek ucha i lekko pociągnął po czym wyszeptał.
- I tak ci nie ufam. - po chwili w mroku tego wnętrza dojrzałam się jego złotych zębów. Co za bezczelny typ. Tak mnie uwieść. A ja się dałam..Po chwili poczułam na policzkach jego ciepłe dłonie, które energicznie i niespodziewanie chwyciły mnie. Kapitan złożył na moich ustach pocałunek i puścił mnie ze swoich objęć. Wyszedł na pokład Czarnej Perły, a ja zostałam w ciemnościach dotykając warg palcami, i czując jego zapach na swoim ciele.
                                                  Czasami zdarza się, że chwila stabilizuje się, zatrzymuje się i trwa o wiele dłużej niż chwila. Dźwięki się zatrzymują, ruchy się zatrzymują, na wiele, wiele dłużej niż chwile. I wtedy ta chwila mija. Bo tak na prawdę Wszyscy jesteśmy architektami losu. Więc nie patrz żałośnie w przeszłość. To już nie wróci, te chwile minęły. Wśród morza ewen­tual­ności: te­go, co pot­rzeb­ne, mniej pot­rzeb­ne i zby­teczne, te­go, co przy­jem­ne, a pożyteczne, te­go, co szkod­li­we, bar­dziej szkod­li­we, a sma­kowi­te, te­go, co opłacal­ne, bar­dziej opłacal­ne, a krzyw­dzące dru­giego człowieka, te­go, co praw­dzi­we, mniej praw­dzi­we, kłam­li­we, ale dające korzyści. Nie zgu­bić się w tym gąszczu ani nie roz­strzy­gać fałszy­wie. Nie zgu­bić się ani na chwilę, ani na miesiąc, ani na całe życie. Umieć wrócić, gdy się pobłądzi. Umieć od­kryć błąd, przyz­nać się do te­go, że się było nieu­czci­wym, bru­tal­nym, egois­tycznym, że się skrzyw­dziło dru­giego człowieka. Pot­rze­ba dru­giego człowieka , który po­może, os­trzeże, upom­ni w imię dob­ra, życzli­wości. Pot­rze­ba dru­giego człowieka, który ura­tuje od roz­paczy. Pot­rze­ba człowieka wier­ne­go, który nie zdradzi nie odej­dzie, nie opuści, nie zdarzy się czas próby, niepo­wodzeń, klęsk, ka­tas­trof życiowych, gdy wszys­cy się od­suną, potępią, za­pomną, który po­cie­szy, po­dep­rze, po­da rękę, poz­wo­li uwie­rzyć siebie, przy­niesie nadzieję i ra­dość. Bo miłość to by­cie do dys­po­zyc­ji, to go­towość do te­go, by usłużyć, pomóc, przy­dać się, zaopieko­wać się. To chęć, by być pot­rzeb­nym. Czas jest zaw­sze tym egza­mina­torem, przed którym nie os­ta­nie się żad­na złuda, zaśle­pienie. Całą podróż czekałam, aż Jack pojawi się znowu i będę mogła poczuć jego bliskość. Choć pewnie do końca nie wie, co mogę czuć domyśla się. Jest mężczyzną, nazbyt sprytnym i inteligentnym, cwanym ale i cynicznym. Czy go aż tak bardzo potrzebuję? To pytanie sobie stawiam, stojąc w blasku małych migoczących gwiazd, układających drogę życia człowieka. Ciepły wiatr otula moje niezaspokojone myśli i uśmierza ich ból i cierpienie, jakim są ciągle ładowane. Wychyliłam się za burtę by spojrzeć w otchłań wody, by dojrzeć siłę, z jaką uderza ona o czarny okręt o czarnych żaglach. Chciałabym odnaleźć taką samą siłę w sobie, by móc uwolnić się od uczuć. Co ja sobie wyobrażałam? Że Jack wróci i rzuci mi się w ramiona? Przywita mnie pocałunkiem po tych kłamstwach? Że będzie kochał mnie, i tylko mnie? Przecież on jest zwykłym piratem, nie znającym nazw tego, co może siedzieć głęboko w duszy. Dla niego jestem zwykłą panną, przypadkowo zaciągniętą do załogi. Nikim więcej być nie mogę. Ciekawe ile było takich przede mną.. Złość buzowała we mnie, a może to nie złość. Zazdrość.. Przeklęłam w duszy.
-Piraci! - syknęłam przez zęby.
-Dobre spostrzeżenie Annie, otaczają cię sami piraci. - głos Barbossy, który stał za mną spowodował dreszcze na całym ciele. - Co widzisz w tej wodzie, skoro tak ciągle w nią spoglądasz?
-A ty ojcze? Co byś w niej zobaczył?-Odpowiedziałam zapytaniem.
-Widzę sza­lonych którzy, chodzi­li po morzu, wie­rzy­li do końca i poszli na dno. Nie można wierzyć, że pirat to człowiek dobry. Nie ufaj piratom, żywym ani umarłym bo martwi nie snują opowieści...

1 komentarz:

  1. O Boże, jaki statyczny Jack! Gra emocjonalna opuściła granice bloga i udzieliła się mi! Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń